Alojzy obudził się jak zwykle wcześnie rano. Zrobił śniadanie składające się z kromki chleba posmarowanej miodem z własnej pasieki oraz szklanki mleka. Krowę natomiast posiadała sąsiadka - Babcia Eugenia. Eugenia była najstarszą mieszkanką wioski, dlatego każdy zwracał się do niej "Babciu". Eugenia nie tylko miała krowę, która dawała pyszne mleko, ale miała także malutki bar w którym posilał się listonosz Alojzy, jak i inni, którzy nie zawsze mieli czas na zrobienie obiadu lub zwyczajnie chcieli spędzić czas w miłym towarzystwie. U Babci Eugenii panowała domowa i rodzinna atmosfera dlatego malutki bar każdego dnia pękał w szwach.
Powracając do Alojzego, który wstał wcześnie rano. To miał być wyjątkowy dzień dla Alojzego, gdyż miały go odwiedzić dzieci. Dzieci uwielbiały przychodzić do listonosza bo ten potrafił opowiadać niesamowite historie. Alojzy postanowił zaskoczyć dzieci czymś wyjątkowym, czymś co zrobiłby sam, np. ciasto? W wiosce wszyscy jednak wiedzieli, że nie potrafił on, ani gotować, ani piec, i dlatego był stałym bywalcem u Babci Eugenii.
Przed pracą Alojzy zaszedł do Babci i powiedział, jaki ma zamiar. Zawstydzony i troszkę onieśmielony zapytał czy miałaby jakiś przepis na ciasteczka albo ciasto, które zrobiłby sam. Babcia pomyślała przez chwilę, popatrzyła na Alojzego i powiedziała: "Mój drogi, nie ma co się wstydzić, nie każdy musi umieć piec ciasta czy nie każdy musi być szefem kuchni. Ty jesteś znakomitym listonoszem i nikt w wiosce nie wie tyle co Ty o świecie". Babcia mówiąc to wyciągnęła mały zeszycik, w którym miała przepisy dla początkujących. Uśmiechnęła się do Alojzego i powiedziała: "Tu znajdziesz przepis na ciasto, które wychodzi każdemu i zawsze". Listonosz zapakował zeszycik do torby i pobiegł do pracy. Pół dnia myślał tylko o tym czy zdąży zrobić swoje pierwsze ciasto, no i czy mu wyjdzie.
Alojzy wrócił do domu, zdjął swój uniform, umył ręce i wyciągnął zeszycik Babci. Usiadł w kuchni na krześle i pobladł. Zapomniał spytać, które to miało być ciasto. W zeszycie roiło się od różnych dziwnych przepisów. Alojzy zaczął czytać: "Rolada truskawkowa", "Kopiec kreta", "Jabłecznik", "Sernik na zimno", "Ciasto na dwie lewe ręce", "Szarlotka cioci". Nagle zamilkł i przewrócił stronę" "Ciasto na dwie lewe ręce"? Głośno myślał: "Jeżeli na dwie lewe ręce to chyba coś dla mnie". Uśmiechnął się pod nosem i zaczął szczegółowo studiować przepis. Przepis nie był skomplikowany, ale Alojzy musiał upewnić się przede wszytskim, czy ma wszystkie składniki.
Składniki:
• 4 jajka
• 1,5 szklanki cukru
• 2 szklanki mąki
• 0,5 szklanki oleju
• 15 gram proszku do pieczenia
• 2 cukry waniliowe
• 250 gram truskawek
• 1 szklanka borówek
• maliny (według uznania)
Wszystko odhaczał: "Jajka mam, mąkę też, olej również..." Trochę się zmartwił, że zabrakło mu proszku do pieczenia i cukru waniliowego, bo przecież nie piecze, więc skąd miałby to mieć? Szczęście jednak się uśmiechnęło do Alojzego, bo gdy ostatnio była u niego ciocia Adela zrobiła mu zapasy. Ciocia Adela czasami przyjeżdża do Alojzego i rozpieszcza go własnymi wypiekami. Czytając o truskawkach uśmiechnął się pod nosem, bo akurat truskawek miał pod dostatkiem i tak samo malin. Wyskoczył do swojego przydomowego ogródka, nazrywał owoców i czym prędzej wrócił do domu.
"Dobra nasza, do dzieła" powiedział Alojzy i dalej zaczął studiować przepis.
Wykonanie:
Jajka mieszamy z cukrem - ja to wszystko robię mikserem (Eugenia robiła swoje dopiski, które podkreślała grubą kreską), następnie dodajemy mąkę, olej, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, wszystko porządnie mieszamy by uzyskać jednolitą masę.
Na blachę do pieczenia ciasta o wymiarach 34 cm na 20 cm - może być ciut większa, rozkładamy papier do pieczenia, następnie wylewamy ciasto na które układamy truskawki, borówki i np. maliny. Ciasto to można zrobić np. z samymi truskawkami czy malinami. Ja uwielbiam połączenie truskawek z borówkami. Ciasto wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy ok. 40 minut w temperaturze ok. 160 – 170 stopni.
Jak przystało na osobę, która każdą rzecz robi dokładnie, tak samo i teraz Alojzy robił wszystko starannie i według przepisu. Ucierał jajka z cukrem ręcznie bo robota kuchennego nie posiadał. To była jedyna rzecz, która rozmijała się z poleceniem Babci Eugenii. Następnie wszystko dodawał po kolei, a na twarzy Alojzego malował się uśmiech. Wszystko szło jak należy.
Piekarnik rozgrzewał się w między czasie, a i nasz listonosz czuł, że temperatura jego ciała wzrasta. Jakimś cudem i blacha do ciasta o podobnych wymiarach znalazła się w domu Alojzego, i to zapewne zasługa cioci Adeli. Płynne ciasto było już gotowe i można było je wylewać na blachę. Alojzy nie mógł się powstrzymać, i zanurzył palec w masie. Wcisnął palec do ust, oczy zrobiły się okrągłe jak piłeczki. Alojzy pomyślał: "Jest dobrze, jest dobrze".
Teraz nadszedł czas by poukładać owoce. Alojzy układał na przemian, raz truskawka, raz malina. Wyglądało to ślicznie. Piekarnik dał znać, że można wsadzać blachę do środka. Ciasto wjechało na środkową półeczkę. Teraz pozostało czekać 40 min. na efekt końcowy.
Alojzy usiadł na taborecie na przeciwko piekarnika i nie mógł się oderwać od patrzenia. Wyglądało to jakby chciał zaczarować ciasto by urosło i rzecz jasna smakowało. Po 15 minutach w całym domu pachniało ciastem, a Alojzy nadal czarował piekarnik.
Przyszła upragniona chwila i ciasto można było wyciągnąć z piekarnika. Alojzy postawił blachę na drewnianej desce i nie mógł się doczekać gdy je wyciągnie i pokroi. Bał się chwili, gdy wkładał kawałeczek do ust. Zamknął oczy jakby to miało pomóc w tym, że nie będzie widać smaku. Stało się jednak inaczej, smak było czuć ze dwojoną mocą. Alojzy przełknął ukrojony kawałeczek ciasta i krzyknął: "Mam najlepsze dwie lewe ręce na świecie!" Alojzy zatańczył wokół stołu po czym usiadł i uśmiechał się jak nigdy, sam do siebie.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i właśnie wtedy Alojzy przypomniał sobie o dzieciach. Ciasto pochłonęło go bez reszty, zapomniał o całym bożym świecie. Alojzy otworzył drzwi i do domu wpadła rozbrykana, i rozchichotana gromadka dzieci. Dzieci usiadły na dywanie, Alojzy wręczał im talerzyki z pokrojonym i własnoręcznie zrobionym ciastem. Dzieci zajadały się w ciszy wypiekiem listonosza, a on sam nie mógł się napatrzyć jak pałaszują jego dzieło, dzieło lewych rąk.
W ten dzień Alojzy uświadomił sobie, że jak czegoś bardzo się chce to można to zrobić!!
nadesłała: Katarzyna, mama 8-letniej Marianny i 2-letniego Stasia