Problemy z integracją sensoryczną są coraz częstsze, albo po prostu więcej się o nich mówi i zwiększa się świadomość społeczna. Kiedy robiłam rozpoznanie w Warszawie okazało się, że jest wiele bezpłatnych programów dla dzieci w wieku szkolnym, które mają zachęcić rodziców do ich zdiagnozowania. Czemu? Bo zazwyczaj właśnie kiedy dziecko idzie do szkoły, zaburzenia integracji sensorycznej ujawniają się z całą mocą. Jeśli dziecko ma problemy ze skupieniem się, szybko się irytuje lub rozprasza, warto sprawdzić, gdzie leży przyczyna takiego zachowania. Tekst piszę z punktu widzenia rodzica, który stara się dowiedzieć jak najwięcej. Nie jestem specjalistką od integracji sensorycznej. Myślę, że jeśli coś nas, rodziców, niepokoi – warto skonsultować się ze specjalistą. To tytułem wstępu.
Zaburzenia SI, czyli co?
SI to skrót od integracji sensorycznej, w ramach jej zaburzeń występują trzy podtypy problemów z przetwarzaniem bodźców zmysłowych: nadwrażliwość, obniżona wrażliwość (niska reaktywność) i poszukiwanie stymulacji sensorycznej. Dla dzieci nadwrażliwych bodźce sensoryczne są wręcz odpychające, bo układ nerwowy bardzo szybko ulega przeciążeniu. Przy obniżonej wrażliwości jest wręcz przeciwnie – wymagana jest silna stymulacja, żeby bodziec został zauważony, ale dzieci o tym typie problemów sprawiają wrażenie mało zainteresowanych otoczeniem. Za to dzieci poszukujące bodźców wymagają dużej intensywności trwania stymulacji i są bardzo aktywne. Wspólnym mianownikiem jest to, że niezależnie od typu zaburzeń dziecku jest po prostu trudniej funkcjonować.
Jak to wyglądało u nas?
Mój syn ma dwa lata, jesteśmy po konsultacji z terapeutą integracji sensorycznej i psychologiem, a jeszcze przed diagnozą. Podejrzewałam, że Kociełło może mieć zaburzenia integracji sensorycznej właściwie od początku. Było to wyraźnie widać, kiedy skończył 3 miesiące i pewne zachowania właściwe dla „IV trymestru” się nie wyciszały. Jakie?
Nasz syn posiadał cechy właściwe dla dzieci określanych mianem High Need Babies: był nieodkładalny, przez pół roku w dzień spał tylko na kimś albo noszony w chuście, ale mieliśmy też okresy, kiedy musiał być bujany nawet podczas snu. Budził się z krzykiem, który narastał i nie był w stanie wyregulować się samodzielnie. Każda drobna niedogodność powodowała atak panicznego płaczu.
Tak, wiem, że małe dzieci komunikują się za pomocą płaczu, ale nasze nie posiadało „etapu przejściowego”. Zazwyczaj przejście od niespokojnego kręcenia się u dzieci trwa chwilę; potem jest kwilenie, cichy płacz aż do zanoszenia się. U nas od razu następował ten ostatni etap: po prostu z jakiegoś powodu dziecko znajdowało się w stanie permanentnego napięcia.
Zauważyłam też, że nie radzi sobie z nadmierną stymulacją (źle znosił wizyty gości albo wyjścia z domu), nie lubił wózka; niewskazany był też hałas, a właściwie jakiekolwiek dźwięki. Pierwsze miesiące spędzaliśmy w domu w całkowitej ciszy, bez włączonej muzyki, a nawet grzechotek. Pierwszą zabawkę Kociełło dostał do rączki w wieku prawie 3 miesięcy (to była miękka kostka sensoryczna). Ale nawet wtedy potrzebował „dawkowania” – źle reagował na kontakt z ludźmi i zabawianie: kiedy ktoś próbował zainteresować go czymkolwiek, bardzo szybko przejawiał zniecierpliwienie (odwracanie wzroku, niespokojne i kręcenie się).
Podobnie było z ubieraniem: sam proces był bardzo ciężki, syn szybko się niecierpliwił. Uratowało nas to, że urodził się latem, więc długo jego głównym ubiorem były bodziaki i spodenki. Za to pierwsza zima, kiedy nie miał jeszcze roku, była bardzo ciążka. Tylko raz dałam radę ubrać dziecku kombinezon. Wszystkie spacery odbywały się w chuście, pod bluzą i kurtką do noszenia – inaczej się po prostu nie dało.
Te wszystkie rzeczy mogą wskazywać na to, że to zaburzenia integracji sensorycznej odpowiadają choćby za nadwrażliwość i problemy z wyciszaniem się.
Diagnoza i terapia SI: czy to jest drogie?
I tak, i nie, czyli: to zależy – można wykonać ją prywatnie, ale też bezpłatnie w lokalnej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Zazwyczaj diagnoza kosztuje od ok. 200 do 400 złotych i skład się na nią kilka spotkań, w zależności od potrzeb od 2 do 5.
Nie zdecydowaliśmy się na diagnozę wcześniej, bo zastanawiałam się, na ile moje obawy są słuszne. Nie chciałam też męczyć dziecka bez sensu. Zdecydowałam się na godzinną konsultację ze specjalistą, żeby rozwiać wątpliwości – plan był taki, że jeśli nasze podejrzenia się potwierdzą, po prostu zdiagnozujemy Kociełłę. No i rzeczywiście dowiedzieliśmy się, że wszystko wskazuje na nadwrażliwość dotykową i słuchową, czyli warto ufać swojej intuicji.
Teraz co do samej diagnozy: byłam przekonana, że tak małe dziecko możemy zdiagnozować tylko na własną rękę. Ale okazało się, że kiedy zadzwoniłam do najbliższej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, usłyszałam, że nie ma najmniejszego problemu z diagnozą tak małego dziecka, które nie chodzi do żłobka, ani do przedszkola. Dostałam termin konsultacji z kwalifikującym do diagnozy psychologiem w ciągu miesiąca, czyli myślę, że całkiem OK.
Także wnioski są bardzo pozytywne: nie trzeba dużych pieniędzy, żeby zdiagnozować dziecko. Z minusów: dowiedziałam się, że terminy terapii SI są bardzo odległe, więc nie bardzo wiadomo, co po diagnozie. Pewnie znalezienie specjalisty będzie trudniejsze w przypadku mniejszej miejscowości.
Diagnozować czy nie?
To już decyzja każdego rodzica, ale moim zdaniem – sprawdzić nie zaszkodzi, a w przypadku rozpoznania – można pomóc dziecku lepiej funkcjonować. Rozmawiałam ze znajomą pedagożką przedszkolną które potwierdziła, że dzieciom z zaburzeniami SI terapia bardzo pomaga w funkcjonowaniu.
Co może wskazywać na to, że dziecko ma zaburzenia integracji sensorycznej? Według poradnika dla rodziców zamieszczonego na Stronie Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów Integracji Sensorycznej są to o objawach dysfunkcji integracji sensorycznej najczęściej świadczą:
1. wzmożona lub obniżona wrażliwość na bodźce,
2. niewłaściwy poziom uwagi,
3. obniżony poziom koordynacji ruchowej,
4. opóźniony rozwój mowy,
5. nieprawidłowy poziomem aktywności ruchowej,
6. trudności w zachowaniu.
Objawów zaburzeń jest sporo: mogą to być i problemy z zasypianiem, niechęć do huśtawek i zjeżdżalni, albo wręcz przeciwnie: upodobanie do właśnie takich aktywności. Niepokoić może, kiedy dziecko nie lubi czynności pielęgnacyjnych: czesania włosów, obcinania paznokci, smarowania kremem. Mogą to być problemy z równowagą i duże problemy ze skupieniem, łatwe rozpraszanie się, drażliwość, itp. - warto poczytać trochę o objawach i przyjżeć się swojemu dziecku. To na pewno nie zaszkodzi, a może bardzo pomóc.