Kiedy dziecko jest małe robimy to naturalnie: twarz rodzica odzwierciedla towarzyszący maluchowi smutek, lęk, radość, ciekawość lub zdziwienie. Jednak kiedy dorasta zaczyna być nam trudniej. Pojawiają się sytuacje frustrujące, jak bunt czy wybuchy złości. Wydaje nam się, że dziecko zaczyna być złośliwe, że wymusza coś na nas swoim zachowaniem i z premedytacją wyrządza krzywdę nam lub rówieśnikom – przestajemy rozumieć jego uczucia i większą wagę przykładamy do oceniania zachowań. Czasami reagujemy spontanicznie, np. wpadając w złość lub wymierzając karę. Czasami próbujemy pocieszać, dawać rady, tłumaczyć – oczywiście kierując się jak najlepszymi intencjami. Niestety każdy z tych sposobów sprawia, że maluch czuje się niezrozumiany, jego problemy pozostają nierozwiązane, a dodatkowo uczymy go przemocowego traktowania oraz wrażenia, że jego uczucia nie są dla nas ważne. Empatia pozostaje daleko poza naszym zasięgiem. Na szczęście możemy zacząć się jej uczyć i ćwiczyć ją w każdej chwili, niezależnie od wieku i wcześniejszych doświadczeń.
Weźmy pod lupę taką sytuację: moja córka przyszła do mnie i powiedziała, że nie chce mieć już siostry, że ona nie jest do niczego potrzebna, bo ciągle wszystko psuje. Chcąc jej pomóc mogę wybrać którąś z możliwych strategii:
Pocieszanie: Nie martw się, ona na pewno nie chciała ci dokuczyć
Dawanie rad: Spróbuj poszukać sobie jakiejś innej zabawy
Odwracanie uwagi od emocji: Chodź, może porysujemy razem
Bagatelizowanie: Dzieci tak czasami mają, zaraz jej przejdzie i tobie na pewno też
Zaprzeczanie: Ale to chyba nie jest powód, żeby mówić, że nie chcesz mieć siostry?
Rozwiązywanie problemu za dziecko: Pójdę z nią porozmawiać i poproszę ją, żeby ci nie dokuczała
Tłumaczenie: Każdy czasami może się zdenerwować i posprzeczać, a później się o wszystkim zapomina
Na czym polega odzwierciedlanie emocji?
Niestety, żadna z tych metod nie pomaga dziecku poradzić sobie z jego emocjami. Brakuje tu zrozumienia, postawienia się na jego miejscu, odzwierciedlenia i nazwania jego uczuć. Psycholog Joanna Steinke-Kalembka wychodzi naprzeciw pytaniom „na czym to odzwierciedlanie polega i jak można to osiągnąć?” i przedstawia kolejne etapy techniki odzwierciedlania emocji:
1. Nawiąż więź z dzieckiem, próbując postawić się w jego sytuacji i poczuć to, co przeżywa.
2. Powiedz mu jak się czuje, powtarzając jego słowa. Postaraj się do niego dostroić: jeśli jest smutne to też pokaż smutek, jeśli jest zdenerwowane – pokaż zdenerwowanie itp.
3. Spróbuj opisać to, co widzisz: reakcje dziecka, jego zachowanie. W ten sposób uświadomisz mu, że reakcje jego ciała są związane z tym, co przeżywa.
4. Kiedy zaczniesz odzwierciedlać emocje dziecka, ono może zacząć opowiadać co przeżywa, albo w ogóle nie chcieć dalej rozmawiać. W każdej sytuacji uszanuj jego decyzję i albo wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia, albo upewnij je, że w każdej chwili może się do ciebie zwrócić.
Jak to działa w praktyce?
Dlatego kiedy moja córka oznajmiła, że nie chce mieć siostry, bo ona jej dokucza, przede wszystkim odrzuciłam od siebie myśli typu „moje dziecko jest złe/okrutne/niesprawiedliwe” i pomyślałam, że tego, co mówi nie powinnam traktować dosłownie. Początkowo nic nie przychodziło mi do głowy, nie miałam pojęcia jak pomóc moim dzieciom, więc postanowiłam grać na zwłokę. Widząc jej gniewną minę, słysząc podniesiony głos i głośne tupanie, kiedy z impetem weszła do pokoju, zaczęłam o tym mówić: „widzę, że jesteś zdenerwowana”, „bawiłaś się z siostrą i nagle przybiegłaś tu niezadowolona”, „pewnie bardzo cię to rozzłościło”. Słuchałam też jak ona przytakuje, opowiada co się wydarzyło, co ją tak zdenerwowało i jak wolałaby, żeby młodsza siostra się zachowała. Powtarzałam też to, co ona mówiła, np. „nie chciałabyś, żeby twoja siostra psuła twoje prace”, „wolałabyś bawić się sama”, „nie lubisz kiedy ktoś ci dokucza”.
Moja rola ograniczała się do słuchania i powtarzania, ewentualnie nazwania przeżyć, których ona sama nie potrafiła określić, a po chwili moje dziecko poczuło się zrozumiane, „wygadane” i z zadowoleniem wróciło do zabawy z siostrą. Od tamtej rozmowy miało miejsce całe mnóstwo podobnych zdarzeń – niektóre z nich dotyczyły relacji między siostrami, inne między dziećmi, a nami, rodzicami. Przez ten czas wszyscy nauczyliśmy się jasno wyrażać nasze uczucia, przepraszać się nawzajem i zauważać, że ktoś z pozostałych jest smutny, zdenerwowany, zmęczony itp.
Empatia w praktyce
Jednak nauka empatii nie kończy się na relacjach rodzinnych. Żyjemy w świecie, w którym irytują nas ludzkie zachowania, tracimy cierpliwość, albo wydajemy pochopne opinie o innych. Stąd też czerpią przykład nasze dzieci. Obserwują nasze zachowania i się ich uczą. Dlatego bycie „empatycznym lustrem” warto trenować także w sytuacjach, które przysparzają nam stresu na co dzień. Na przykład stojąc w korku, odbierając telefon od natrętnego telemarketera lub stojąc w ogonku do kasy, obsługiwanej przez nowego pracownika. Każdy z tych przypadków może stanowić dla nas źródło złości i być powodem ostentacyjnego wyrażenia niezadowolenia. Można jednak spróbować wczuć się w rolę tych osób, wyobrazić sobie jak one się czują. Czy nie mają za sobą ciężkiego dnia? Czy nie czekają ich jeszcze jakieś zobowiązania, które będą musieli wypełnić resztką sił? Może ich praca nie jest satysfakcjonująca, ale konieczna, żeby utrzymać rodzinę? Może są zestresowani tak jak my?
Zrozumienie drugiego człowieka działa zarówno doraźnie jak i długofalowo: sprawia, że irytacja szybciej mija, ale także pomaga budować optymistyczne nastawienie do świata. Będąc empatycznym łatwiej jest nam radzić sobie w relacjach z ludźmi, porządkować swoje myśli (a za tym idzie na przykład lepsze samopoczucie i większa efektywność w pracy) oraz być sprawiedliwym i wspierającym rodzicem. No i oczywiście zaszczepiać w dzieciach całe swoje pozytywne i rozsądne nastawienie.
Artykuł został opracowany na podstawie fragmentu książki „Dodaj mi skrzydeł. Jak rozwijać u dzieci motywację wewnętrzną” J. Steinke-Kalembki.