Małe dziecko

Czy mama i tata muszą mówić jednym głosem?

Mit jednomyślnych rodziców jest bardzo silny. Bo powinni utrzymywać takie samo stanowisko, żeby dziecko czuło się bezpiecznie i wiedziało, czego może się spodziewać. Niekoniecznie musi tak być, a z niejednomyślności płyną różne korzyści.

Kiedy byłam w pierwszej ciąży, dużo rozmawialiśmy z moim partnerem o rodzicielstwie. Bardzo wtedy zaprzątała nas taka wizja, że jako rodzice powinniśmy się zawsze zgadzać ze sobą w sprawach dotyczących dziecka i tworzyć wspólny front we wszystkich sytuacjach, w których dziecko będzie wymagać naszej reakcji. Wyobrażaliśmy sobie, że gdy na przykład maluch zacznie włazić na stół, zerkając na nas, czy wolno – my porozumiemy się tajnym kodem, dyskretnie ustalimy opinię i zaprezentujemy dziecku spójną wersję rzeczywistości, żeby wiedziało, na czym stoi.

A potem w moje ręce wpadła książka „Dziecko z bliska” Agnieszki Stein, do dziś pozostająca moją ulubioną lekturą o rodzicielstwie, i wyczytałam tam szokującą teorię, że rodzice nie muszą się we wszystkim zgadzać i że mama może pozwalać na inne rzeczy, niż tata. To było niesamowite odkrycie, od szoku – jako to, mama może się na coś nie zgodzić, a tata pozwolić i to jest okej? Przez kolejne etapy zrozumienia, aż do zupełnie naturalnego wejścia w ten model rodzicielstwa, w którym po prostu ludzie są różni i mają różne granice. Albo różne możliwości, na przykład fizyczne, dzięki czemu nasze dzieci są noszone i podrzucane przez tatę, a przez mamę zaopatrywane w rymowanki na dowolny temat.

Jeśli bowiem zastanowimy nad „spójną wizją rzeczywistości”, to możemy dojść do wniosku, że rzeczywistość nie zawsze jest spójna. Na przykład w domu można chodzić bez spodni, a w przedszkolu nie wypada. Albo jeden dorosły zdenerwuje się, gdy mu pokazać język, a inny się roześmieje. Albo – przekładając to na dorosłe życie – jedna koleżanka chętnie pożyczy bluzkę, a inna nigdy w życiu, lub jeden szef pozwoli na zmianę godzin pracy, a inny nie będzie chciał o tym słyszeć. Życie nie jest zawsze takie samo i nawet z pozoru identyczna sytuacja może zakończyć się inaczej w zależności od wielu zmiennych. Jako dorośli uczymy też, że z każdym człowiekiem trochę inaczej się rozmawia, żeby znaleźć płaszczyznę porozumienia.

Patrząc w ten sposób łatwo zauważyć, że jeżeli rodzice będą – oczywiście w niewymuszony, naturalny sposób – pozwalać sobie na różnice, może to małemu człowiekowi posłużyć za pole do sprawdzania, jak to jest z tymi różnicami. A mali ludzie uczą się bardzo, bardzo szybko. Prędko odkrywają, że tata pozwala skakać w wannie, a mama nie. Że u jednej babci można włazić w butach na dywan, a u drugiej nie bardzo. Że na dworze pije się z bidonu, a w domu z kubka. I tak dalej, i tak dalej. Dziecko uczy się obserwacji, elastyczności i dopasowania do sytuacji.

Zapewne teraz macie ochotę spytać: no dobrze, ale czy w efekcie jak zabronię czegoś dziecku, to ono nie pobiegnie zaraz sprawdzić, czy drugi rodzic pozwala? Oczywiście, że tak zrobi. Zrobi to niezależnie od tego, jaki model „zgodności rodziców” wprowadzicie. Robi to większość dzieci, nie na zasadzie sprytu czy manipulowania, ale po to, żeby sprawdzać, jak działa świat. Może się zdarzyć, że w niektórych przypadkach różnica zdań będzie trudna nie dla dziecka, tylko dla was samych – w takim przypadku oczywiście warto to omówić we dwoje.

A co jeśli chodzi o najważniejsze kwestie światopoglądowe? Jak sobie radzić, jeśli różnicie się w sprawach ważnych, fundamentalnych? Możecie ustalić, co jest dla was najważniejsze i które wartości chcecie przekazać dzieciom. Możecie także pokazać im, że poglądy bywają różne, a ludzie mogą o nich twórczo rozmawiać. Drugie rozwiązanie może dać dzieciom w przyszłości narzędzia do tego, by zrozumieć, że nawet najbardziej ukochana osoba nie musi się z nami we wszystkim zgadzać. A to wciąż bywa trudne nawet dla dorosłych.

Podsumowując, jeżeli konieczność uzgadniania stanowiska nad głową dziecka i komunikacja na migi lub w obcym języku, zanim wydacie decyzję, nie wydaje wam się łatwa – może pora trochę rozluźnić gorset przekonań i nie męczyć się niepotrzebnie. Oczywiście jeśli jest wam z tym dobrze, to także zupełnie w porządku i nie musicie nic na siłę zmieniać. W relacjach ważniejsze od zasad i podręczników jest bowiem bycie sobą, szczerość i zwykła, codzienna bliskość.

 

Autor milkpower.pl Dyplomowana promotorka karmienia piersią, mama dwójki dzieci, fascynatka naturalnego karmienia, rodzicielstwa bliskości i self-reg. Pisze dla Tatento, Kwartalnika Laktacyjnego, IgiMag i na swojej stronie Milk Power. Uczy o karmieniu piersią na warsztatach i indywidualnie. Uzależniona od dobrej kawy.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję