Na pierwszy ogień poszła telewizja. Dziecko nie nauczy się jeść, jeśli nie będzie wiedzieć, że je. A tak się dzieje przed ekranem! Wtedy liczy się bajka, a usta otwierają się machinalnie. Nie ma skupienia ani na sposobie jedzenia, ani na smaku. Na dodatek to strasznie uzależnia. Gdy wyłączyliśmy telewizor podczas posiłków, Ali nie wziął nic do ust przez 38 godzin! Nic! Buzia otwierała się tylko, gdy pojawiał się obraz na ekranie. Inaczej był płacz i wrzaski. Mąż nie mógł tego znieść. Mi serce tłukło się w piersi, ale nie ustąpiłam. Po 10 minutach próbowania zabierałam jedzenie, dawałam wodę do picia i szedł się bawić. Spać poszedł głodny, ale o dziwo się nie budził. Rano nadal nic. Dopiero po 18 zrozumiał, że nic nie wskóra. I zjadł swoja papkowatą kolację. A my odetchnęliśmy z ulgą. Rano śniadanie poszło już bez problemu. Przez 3 miesiące pilnowaliśmy, aby telewizor był wyłączony zawsze, gdy tylko Ali coś jadł, nawet chrupki. Teraz nie ma to już znaczenia, choć do głównych posiłków i tak zasiadamy razem przy stole i telewizor nigdy nie jest włączony.
Potem postanowiłam sprawdzić jak to jest z tym gryzieniem. Czy faktycznie ma jakiś problem, czy nie. W tym celu zakupiłam grubą, twarda czekoladę. Nawet ja musiałam się nieco wysilić, by ją pogryźć. Oderwałam Alemu spory kawałek i dałam do ręki. Pachniało mu ładnie więc włożył go do buzi. Najpierw próbował lizać, ale smak zbyt mocno kusił. Nie minęło 10 sekund jak zaczął gryźć ją i to z niezłą siłą! Wiedziałam już, że nie ma problemów z podniebieniem, że to tylko wygoda. Wszyscy lubimy mieć łatwo. Dla niego łatwo było jeść miękkie. Zwłaszcza że mógł, bo myślano, że to wynik zaburzeń rozwojowych.
Zaczęłam, więc dokładać do jego papek elementy o konsystencji stałej. Najpierw warzywa, potem mięso itp. Na początku wypluwał wszystko. My, karmiąc go, podawaliśmy mu to z powrotem. Widząc nieskuteczność swojego działania w końcu zaczynał trochę gryźć i połykać. W kolejnym etapie dobrze sprawdzało się pozwolenie mu na samodzielne jedzenie. Ale niestety wykombinował nowy sposób na niejedzenie nowych produktów. A mianowicie – wywoływał wymioty. Najpierw po prostu wkładał sobie łyżeczkę w gardło. Więc musieliśmy wrócić do karmienia go.
Wkrótce jednak zorientował się, że wystarczy jedynie porządnie napiąć przeponę i mięśnie brzucha, by zwymiotować. Dzieci do 8 roku życia maja bardzo krótki przełyk i szeroki wpust żołądka, więc wymioty dla nich to pestka. Nie maja związanych z nimi nieprzyjemnych odczuć jak my dorośli i często używają ich jako sposobu, by przekonać nas do swoich racji. Nie, nie robią tego specjalnie! Po prostu raz im się zdarzy i jeśli da to jakiś efekt, nawet wywoła nasza reakcję „ojej, co się dzieje, może chory jesteś”, to w przyszłości spróbują znowu. Tak było z Alim, który zobaczył panikę taty i „złapał bakcyla”. Cóż było robić? Wielu na tym etapie wymięka i szuka pomocy lekarskiej. Zanim to jednak zrobimy warto zastanowić się nad jedną kwestią. Jeśli to objaw choroby, dziecko będzie wymiotować wszystkim, a już na pewno ciężkostrawnymi słodyczami. Jeśli nie ma problemu po czekoladzie, to nie jest to choroba. I tak tez było u nas.
Zaczęliśmy więc przypinać go w krzesełku do karmienia, by nie zwracał pokarmu do talerza. Zakładaliśmy mu ubranko do malowania farbami i obkładaliśmy go z góry na dół papierowymi ręcznikami. Nakładałam na talerz podwójną porcję jedzenia, tak na wszelki wypadek. Jeśli udało mi się wyłapać moment, gdy się spinał to groziłam palcem i przestawał. Ale nie zawsze było to możliwe. Jeśli zwymiotował wycieraliśmy go, mówiąc, że to nie jest fajne, bo jest brudny cały, ponownie obkładaliśmy go ręcznikami i karmiliśmy dalej, jakby nic się nie stało. Trwało to 2 tygodnie. Wymioty były początkowo 2-3 razy dziennie, potem raz, a potem zrozumiał! Nasza cierpliwość została wynagrodzona! Potem zdarzyło się to jeszcze tylko 2 razy, przy jakimś nowym produkcie. O dziwo po wyczyszczeniu jadł to samo dalej i to z apetytem.
Po kilku kolejnych tygodniach mogliśmy pozwolić mu znów jeść zawsze samemu. Uczył się bardzo szybko. Najchętniej z wszystkich dzieci próbował nowych smaków i konsystencji. Dzisiaj ma 4,5 roku i je wszystko. Nie umiem powiedzieć, czego nie lubi. Wiem natomiast, że kocha wszelkie sałaty, ogórki, duszoną cebule i sos czosnkowy :). Podobnie owoce morza i ryby. Wszystko to osiągnęliśmy cierpliwością, spokojem i konsekwencją. A rozszerzanie diety całej naszej trójki było już kwestią edukacji i kreatywności. Ale o tym następnym razem.