Opóźnienia rozwojowe
Wyobrażacie sobie półtorarocznego chłopca, który nie nawiązuje z nami kontaktu wzrokowego, nie mówi nic – ba prawie nie wydaje dźwięków, a bawi się tylko rzucając zabawkami lub kręcąc kołami samochodzików? Mój mąż był pewny, że nasz synek ma autyzm. Nie ma. Dziś ma 4 lata i jest rozgadanym, niesamowicie inteligentnym i towarzyskim chłopakiem, a jego zasób słów znacząco przekracza przeciętną.
Średnia córka miała w momencie adopcji 3 lata. Widać było od razu, że jest inteligentna i żądna wiedzy. W różnych zabawach edukacyjnych wyszło, że nie zna kolorów, pór roku, nazw zwierząt czy roślin. Dzisiaj ma 6 lat i idzie od września do pierwszej klasy. Poziom jej zdolności poznawczych pozwalałby nawet na przeniesienie jej o klasę wyżej, ale jeszcze nie jest na to gotowa emocjonalnie.
A dziewczynka 5,5-letnia, która nie potrafi sama się ubrać, umyć, wytrzeć pupy? Teraz jest rezolutną 8,5-latką. Jest całkowicie samodzielna i wykonuje wiele obowiązków domowych.
Odrzucenie przez rodziców biologicznych, jawne czy ukryte w zaniedbywaniu, przemocy psychicznej i fizycznej, powoduje spowolnienie rozwoju dzieci. Jeśli nie są zapewnione ani potrzeby elementarne (pożywienie, sen, komfort fizyczny itp.) ani emocjonalne nie ma szans, by postępował on prawidłowo. Na szczęście miłość rodzica adopcyjnego i jego praca jest w stanie pokonać te trudności i nadrobić straty w błyskawicznym tempie. Owszem są dzieci z różnego rodzaju zaburzeniami, najczęściej FAS, ale i w ich przypadku można zdziałać bardzo wiele. Czasem potrzebna jest w tej sytuacji pomoc fachowa, jednak uważam, że jeśli się postaramy wychowamy dzieci na dobrych i szczęśliwych ludzi, a to jest w tym wszystkim najważniejsze.
Ataki agresji i autoagresji
Zuzia, urocza trzylatka z diablikami w stalowych oczach. Na pierwszy rzut oka aniołeczek. A to właśnie to cudo przysporzyło nam stresu. Może to wynikało z tego, że jest środkowa, ale sądzę, że każde dziecko może mieć taki etap. Zuzia chciała być najważniejsza. Chciała, by tylko jej poświęcano czas i uwagę. I nie tylko była to walka z rodzeństwem, ale i z obiadem, kotem, praniem czy pracą. Sami wiecie, że nie zawsze możliwe było (i jest) poświęcenie jej czasu, gdy chciała. Oczywiście tłumaczyłam, co i dlaczego robię i mówiłam, kiedy, będę miała czas dla niej. Dzieliłam dostępny czas dla dzieci sprawiedliwie i starałam się uważnie ich słuchać. Nadal tak właśnie jest. Ale Zuzi to nie wystarczało. Dopadała ją złość i nie mogła się opanować. Wrzeszczała w niebogłosy lub naśmiewała się ze mnie. Biła, gryzła, drapała. Rzucała, czym popadnie i niszczyła, co tylko mogła. Próbowała zrobić krzywdę rodzeństwu, szczególnie młodszemu bratu, bo dużo większej siostry jednak się trochę bała. A kiedy próbowałam ją przytrzymać, by powstrzymać ją od robienia krzywdy otoczeniu krzyczała, że ją biję i płakała. Teraz, gdy jest zła mówi o tym, tupie, albo bije pięściami w poduszkę. W szkole wydziera kartkę z notesu i drze ja na kawałki nad śmietnikiem.
Ali natomiast stosował inna technikę. Gdy nie dostał tego, czego chciał uderzał głową o podłogę. Nie mocno, ale uporczywie. Na szczęście bardzo szybko udało nam się pozbyć tego nawyku.
Od kogo mieli nauczyć się wyrażania emocji? W końcu ich biologiczni rodzice też nie potrafili ich wyrażać, a do tego we wczesnym dzieciństwie zaznali od nich przemocy: zarówno tej fizycznej, jak i psychicznej.
Niskie poczucie własnej wartości
Najmocniej dotknęło to Asię. Pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałam te słowa: „Jestem głupia, będę głupia”. Zmroziło mnie... Pamiętam zdziwienie na jej twarzy, gdy ją chwaliłam. A gdy coś się nie udało? Nic... kompletnie nic. Jakby to było normą. Wierzyła we wszystkie złośliwe słowa koleżanek. Będąc szczupłą, że jest gruba. Będą sprawną fizycznie, że jest za wolna. Zapytana o to, jaka jest mówiła, że głupia. A poproszona o powiedzenie czegoś dobrego o sobie, twierdziła, że nie wie, co mogłoby to być. Jeszcze nie jesteśmy na odpowiednim poziomie. Ale teraz potrafi powiedzieć, że ma dobra pamięć, ładnie rysuje i jest miła.
Nie mogła być z siebie dumna, gdy odrzucano jej potrzeby, jako nieważne. To tak jakby cała była nieważna.
To trzy najważniejsze w moim odczuciu grupy problemów, z jakimi trzeba sobie poradzić u dzieci adoptowanych. Inne, drobniejsze, nierozerwalnie się z nimi łączą. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, jak sobie z nimi poradziliśmy i nadal radzimy, zapraszam do czytania kolejnych artykułów.