„Jak długo będziesz go nosić?”
Słyszeliście to pytanie? Ja tak, i to bardzo wcześnie, bo Kociełło miał wtedy jakieś dwa miesiące, a całe dnie spędzał w chuście, noszony przez któreś z nas. I jak długo nosiliśmy? Hmm, w sumie nosimy cały czas, czyli już dwa lata, no i od ponad roku używamy nosidła. Jako fani chust długo nie mogliśmy się przekonać. Wielu rodziców, którzy boją się chustować dziecko, nosidło jest wybawieniem i niecierpliwie czekają na moment, kiedy dziecko usiądzie. U nas wyglądało to odwrotnie – z żalem pożegnaliśmy się z chustą, kiedy syn przestał ją akceptować. Generalnie jest tak, że nosidło nigdy idealnie nie zastąpi chusty i nie uda się go dopasować idealnie do dziecka, jednak wiele maluchów nie pozostawia wyboru, kiedy rośnie i zaczyna niecierpliwić się podczas motania.
Co kupić, jak żyć?
Jakie nosidło kupić? Przede wszystkim ważne jest to, żeby to było nosidło, a nie „wisiadło” – wszelkie rozwiązania umożliwiające noszenie dziecka przodem do świat odpadają, zaniepokoić też powinien zbyt wąski panel, który nie pozwala na uzyskanie dobrego podparcia. Jeśli chcemy, żeby dziecko dobrze widziało, można je wrzucić w nosidle… na plecy. Polecam, to powinno być szybsze i łatwiejsze, niż motanie dziecka na plecach w chuście.
Wybór nosideł jest ogromny: chodzi tu zarówno o typy (są nosidła ergonomiczne, hybrydowe, mei tai…), wzory, rodzaj użytej tkaniny… Z jednej strony to świetna informacja, bo jest w czym wybierać, z drugiej – można się w tym wszystkim pogubić.
Najczęściej wybierane przez rodziców są nosidła klamrowe, nazywane powszechnie ergonomicznymi (choć inne wymienione przeze mnie, chociaż są wiązane, również zapewniają ergonomiczną pozycję), ja używałam właśnie takich, ale to głównie kwestia mojej zachowawczości – kiedy już się przyzwyczaję, trudno namówić mnie na coś nowego.
No dobrze, jeśli chodzi o nosidła klamrowe, opcji jest sporo, a nosidła różnią się między sobą konstrukcyjnie, w zależności od producenta – poza popularną Tulą, nosidła szyją też firmy kojarzone z chustami: choćby Lenny Lamb lub Natibaby. Można też zdecydować się na uszycie nosidła (np. u Keiki Hug, czy My Owl Town), warto jednak zaklepać termin odpowiednio wcześniej, bo czas oczekiwania może być zaskakująco długi. Plus jest taki, że mona uszyć nosidło choćby z pierwszej chusty.
I to jest temat na kolejny wątek – nosidła mogą być szyte albo ze zwykłej tkaniny, zazwyczaj bawełnianej, albo z chusty właśnie. Czym się różnią poza ceną (te chustowe są droższe)? Moim zdaniem trwałością, ale też plastycznością. Jeśli chodzi o trwałość – oba nasze nosidła to nosidła chustowe – przez długi czas pyłu używane codziennie i bardzo eksploatowane, a nadal nie widać na nich śladu zużycia. Pomimo wożenia w wózku, brudzenia przez dziecko, niedbałego rzucania w kąt… Dla porównania – nosidło koleżanki używane w takim samym trybie, ale uszyte z tkaniny bawełnianej, jest już wyblakłe i poprzecierane. Chusty są po prostu trwalsze i lepiej znoszą ciężkie warunki.
Rozmiar ma znaczenie
Dzieci są różne, a za małe nosidło nie zapewni odpowiedniego podparcia. Jeśli kupujemy pierwsze nosidło i planujemy zacząć go używać, gdy dziecko usiądzie, odpowiedni będzie baby size, czyli ten najmniejszy. Dla większego (zazwyczaj chodzącego) dziecka właściwym wyborem będzie tzw. toddler – my właśnie w takim nosimy aktualnie naszego dwulatka (13,5 kg wagi i 86 cm wzrostu). Ostatnio na rynku pojawiły się też opcje rosnące razem z dzieckiem, jak Tula Free to Grow.
Poradnik dla rodziców dzieci wagi ciężkiej
Nasza sytuacja i historia wózkowa jest dość nietypowa. Używamy wózka prawie codziennie od stosunkowo krótkiego czasu. Nasze niewózkowe dziecko z chusty przerzuciło się na nogi. Wózka używamy od czasu, kiedy swobodnie możemy porozumieć się z synem i ustalić kompromis – teraz tłumaczę mu, że bierzemy wózek, bo np. jedziemy daleko i na nogach będzie mu za ciężko, albo, że bardzo gdzieś się spieszymy. Generalnie – uroki wózka odkrywam dopiero teraz :)
Biorąc pod uwagę fakt, że nosiłam syna bardzo dużo i często, przewinęło się przez nasz dom sporo chust – mieliśmy ich chyba ponad piętnaście. Nie, to wcale nie jest aż tak dużo – chusty zmieniały się tak, jak nasze potrzeby, kiedy sprzedawaliśmy jedne, kupowaliśmy inne, bo schody zaczęły się koło 8 kg, czyli w 5 miesiącu.
Po eksperymentach z coraz większymi gramaturami i różnymi składami, przyszedł czas na pierwsze nosidło i u nas nadszedł on dość późno, bo w okolicach 10 miesiąca życia, kiedy to Kociełło zaczął się niecierpliwić przy motaniu. Wtedy zdecydowaliśmy się na nosidło klamrowe, a że gonił nas czas (i niewózkowe dziecko), decyzja musiała być szybka. Tutaj popełniliśmy błąd, którego warto unikać – kupiłam pierwsze nosidło z chusty, które mi się spodobało i pozostawało w zasięgu naszego budżetu. Dlaczego błąd? Trafiliśmy dobrze, ale wtedy nie wiedziałam, że podobne nosidła mogą tak różnić się między sobą np. wypełnieniem pasów naramiennych, głębokością panelu etc. I że najzwyczajniej w świecie warto zmierzyć kilka z nich, zanim zdecydujemy się na konkretny model. Bo może okazać się, że wydamy kilkaset złotych na nosidło, którego nie będziemy w stanie używać.
Gdzie można zmierzyć nosidło? Na pewno będzie to możliwe na lokalnych spotkaniach chustowych, w większych miastach są też wypożyczalnie, które umożliwią skorzystaniem z nosidła przez kilka dni. Warto pamiętać o jednym – upodobania i preferencje są różne i o ile opinia innych użytkowników może pomóc, nie powinna być decydująca. Jeśli tylko jest to możliwe, warto sprawdzić na własnej skórze, tym bardziej, że rynek chustowo-nosidłowy ostatnio jest w kryzysie i może być nam trudno takie używane nosidło odsprzedać.
Podsumowując: warto mierzyć, warto sprawdzać i na pewno warto się w nie zaopatrzyć. Poleca mama dwulatka, który odkąd zaczął mówić sam prosi, żeby "wrzucić go w nosidło". :)