Gdzie? A raczej: jak?
Zaczęliśmy szukać najpierw dobrej szkoły rodzenia. Na początku przeraziło nas to, co zobaczyliśmy. Nie jesteśmy typem „namalujcie na brzuszku uśmiechniętą buźkę", więc chwilę nam zajęło znalezienie jakiegoś sensownego kursu. Dodatkowo nie mieliśmy czasu na chodzenie przez ileś tygodni na wieczorne spotkania, więc kurs musiał być weekendowy.
Szukaliśmy długo, ale okazało się w końcu, że szpital, na którym nam zależało, ma naprawdę fajny (i weekendowy) kurs. Miał wszystko, czego potrzebowaliśmy. Asia nas zapisała, wpisaliśmy to w kalendarze i jako para sceptyków uzbroiliśmy się w cierpliwość. Całkiem sporo cierpliwości.
Najbardziej baliśmy się infantylności. Takiego „ciućkania” i zdrabniania. Dzidziuś, maluszek… Od początku mieliśmy uczulenie na takie mówienie o dziecku i taki stosunek do niego. Dziecko to człowiek, ma swoje prawa. Do tego doszły historie od znajomych o różnych dziwnych akcjach na kursach, podkręcaniu emocji i ogółem – pomijaniu ważnych informacji. Robieniu z porodu albo katorgi albo rozrywki. Trochę się tego baliśmy.
Osobiście – miałem mieszane uczucia. Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co nas czeka. Jak wygląda sama procedura porodowa, jakie są techniki, co możemy, czego lepiej nie… Ogółem: liczyłem na konkrety.
Podstawy
Przede wszystkim prowadząca. Szukaliśmy informacji o dobrej szkole i w końcu taką znaleźliśmy. Przydał się internet, lokalne fora i opinie znajomych. To bardzo pomogło. Okazało się, że nikt na tę konkretną szkołę nie narzekał, wszyscy chwalili. No to – jak to mawiają – poszliśmy w to jak w dym.
Pierwsze spotkanie przypadło w majową sobotę. Było ciepło, fajnie i ogółem miło na zewnątrz. Szpital miał park, za to kurs odbywał się w nieco obskurnym baraczku, z niewygodnymi krzesłami i ławkami starszymi od tych, w których siedziałem w podstawówce (byliśmy ostatni, więc nie załapaliśmy się na pufy). To mnie zaskoczyło na początku. Potem było lepiej.
Za późno na kurs?
Trochę za starzy… No, tak się trochę czuliśmy. Aśka pracowała do siódmego miesiąca. Wcześniej pomijaliśmy temat szkoły rodzenia. Okazało się, że większość par na kursie spodziewała się porodu wiele miesięcy po nas. A to był nasz ósmy miesiąc ;). Tylko jedna dziewczyna była w tak zaawansowanej ciąży. Skoro zawsze takie rzeczy załatwialiśmy na ostatnią chwilę, to czemu tego też nie ogarnąć na ostatnią. Taki nasz styl życiowy.
Gdy spotkaliśmy znajomych, zrobiło się nieznacznie raźniej. Byli – tak samo jak my – trochę zdezorientowani, uczuleni na infantylność i otwarci na informacje. Za to prowadząca naprawdę odpowiedzialnie podeszła do tematu. Widać, że niektóre pary już z nią rodziły – raz lub dwa razy. Ale dalej było naprawdę fajnie i rodzinnie. Podobała mi się atmosfera. Nie było ciastek ani kawy, za to było naprawdę dużo przydatnych informacji.
Technikalia
Tak z perspektywy czasu uświadamiam sobie, że jednak to była bardzo fajna szkoła rodzenia, a prowadząca naprawdę miała coś do powiedzenia. I doświadczenie, ale takie na zasadzie „lata na oddziale i tygodnie doszkalania”, nie „no kiedyś byłam na kursie”. To było od razu widać. Żadnego owijania w bawełnę, żadnego głaskania po główkach, za to dużo przykładów z życia i trochę anegdot sprawiło, że słuchało się tego z uwagą.
Pierwsze dwa dni były dosyć specyficzne, muszę przyznać. Chociaż miałem pewną wiedzę z zakresu biologii – takiej szeroko pojętej – i wiedziałem mniej więcej jak to będzie wyglądało, to o stronie praktycznej porodu i połogu… nie wiedziałem nic. Pewnie jak większość par na sali. Zwłaszcza tych rodzących po raz pierwszy.
Z wizytą na oddziale
Teoria była spoko. Dużo technicznego wprowadzenia w temat rodzenia. Jak działa macica. Jakie hormony się wydzielają. Ile czasu trwa (zazwyczaj) poród. Jakie są wady i zalety poszczególnych rodzajów porodu. Dlaczego warto mieć wszystko ogarnięte ze sporym wyprzedzeniem. I dlaczego nie warto martwić na wyrost.
Do tego obejrzeliśmy od środka szpital, w którym chcieliśmy rodzić. To było dla nas bardzo ważne. Zwłaszcza że zostaliśmy dokładnie oprowadzeni po całym „ciągu porodowym”. Od izby przyjęć do sali porodowej. Tak na wypadek, gdybyśmy nie wiedzieli gdzie jechać, gdy to wszystko się zacznie. Uspokoiliśmy się.
Szpital wyglądał z zewnątrz nieciekawie, za to w środku, a zwłaszcza na ginekologii, było widać, że ktoś doinwestował z głową. Nie ukrywam, że byłem (i dalej jestem) pod wrażeniem.
No i praktyka
Ostatniego z czterech dni mieliśmy zajęcia praktyczne. Zanim się zapisaliśmy spodziewałem się jakiejś pożogi. Okazało się, że były to bardzo produktywnie spędzone godziny. Żadnych dziwnych zabaw, oswajania się z brzuszkami ani dzidziusiowania. Konkretna wiedza dla ludzi, którzy nie mieli dzieci i dobre przypomnienie dla rodziców-recydywistów. Z mojej perspektywy – bajka.
Oczywiście – to wszystko było raczej zdawkowe. Nie łudziliśmy się, że po takiej szkole rodzenia będziemy mieli kwity na bycie rodzicami. Jeśli by tak było, to w naszej grupie nie pojawiłyby się pary spodziewające się kolejnego dziecka. Warto sobie taką wiedzę przypominać i systematyzować.
... albo uspokojenie
Jest jeszcze jedna rzecz, która nasuwa mi się na myśl, gdy piszę o szkole rodzenia. To uspokojenie emocji. Przychodzisz, ktoś kompetentny tłumaczy co i jak, etapy porodu i tak dalej. Uspokaja i zarazem przygotowuje. Kiedy widzieliśmy, że na porodówce tuż obok sali do porodu SN jest blok operacyjny "w razie czego”, to było mi po prostu raźniej. A to tylko jedna rzecz.
Po co facetowi szkoła rodzenia?
Żeby nie poniosły go emocje, żeby nie zapomniał zabrać torby, żeby znał najbardziej podstawowe podstawy. I wiedział co trzeba robić w samochodzie, gdy wiezie się rodzącą partnerkę. W razie kłopotów w korkach i mocno zaawansowanej akcji porodowej – trzeba dzwonić na policję ;).
Dlatego warto poszukać sensownej szkoły, która nie odstręczy panów od porodu. Słyszałem różne historie od znajomych, więc nie dziwię się, że część z nich poszła raz na szkołę rodzenia, a drugi to ich końmi nie zaciągną. Znowu – z perspektywy czasu – jeśli będzie okazja, to wiem, że tam kiedyś wrócimy.
Dlaczego warto szukać dobrej szkoły rodzenia?
1) Systematyzuje wiedzę.
2) Można zobaczyć od środka szpital, w którym ma być poród i poznać ludzi, którzy tam pracują.
3) Dobrze prowadzone zajęcia to źródło naprawdę przydatnej wiedzy dla przyszłych rodziców, nie tylko tych pierwszych,
4) Podczas porodu mniej rzeczy zaskakuje,
5) Poznacie innych rodziców w podobnej sytuacji ;).