Małe dziecko

Hej, masz dziecko i bałagan? Spoko, ja też!

Pamiętacie Perfekcyjną Panią Domu? Ten program na amerykańskiej licencji doczekał się też naszego wydania i przez pewien czas gościł w polskich domach. W oryginalnej wersji Anthea Turner ratowała niesforne panie (no właśnie!) domu, przed utonięciem w zlewie pełnym brudnych naczyń. Nawet lubiłam jej porady – były przydatne i proste. Z programu można było dowiedzieć się, jak stworzyć ekologiczne i tanie środki czystości z tego, co znajdziemy w kuchni albo jak recykingować stare koszulki i wykorzystać je w procesie sprzątania. Lubiłam je i kilka nawet zastosowałam (a co!).

Test białej rękawiczki

Potem doczekaliśmy się polskiej wersji  programu i prowadzącej, która biegała z białą rękawiczką. I właśnie ta rękawiczka stała się jego symbolem. Co symbolizowała? Chyba tylko uporczywe poszukiwanie brudu. No i to, że nawet jeśli osoba, która chciała posprzątać swoje mieszkanie zrobiła wiele, to i tak dostanie reprymendę prowadzącej, jeśli na obrazie albo za kanapą znajdzie się kłaczek kurzu. Trochę smutno, bo przecież chyba nie o wytykanie błędów chodzi.

No ale OK, taka formuła programu. Chociaż to trochę różniło prowadzące polskiej i anglojęzycznej wersji: polecam przeczytać jakiś wywiad z Antheą Turner. W wypowiedziach dotyczących programu, nie oceniała pochopnie jego uczestniczek i mówiła o tym, że sama nie jest idealna, a kiedy dużo pracuje w jej domu jest bałagan, bo to przecież normalne, bo domy są do życia i mieszkania.

No właśnie! Do życia. Nie do sprzątania. Dlatego warto wrzucić na luz. I pomyśleć, że kiedyś małe rączki, które z radością rozsmarowują masło („skąd on je wziął?”) na kuchennej szafce w wysokim połysku (tak, mamy białe, sic!, szafki na wysoki połysk. Tak, też nie wiem, jak mogliśmy wpaść na tak doskonały pomysł), kiedyś urosną. I nie będą już małe, a wtedy pewnie zatęsknimy za krzykiem, bałaganem i odrywaniem nas od bieżących zajęć („Mamo! Na ręce!”).

Jak poradzić sobie z bałaganem? Odpuścić!

No tak, łatwo powiedzieć, gorzej zastosować, kiedy jesteśmy padnięte. Ale mój sposób to pozytywne myślenie. Jak? Na przykład kiedy potykamy się o kolejny klocek i prawie upadam (no tak, nie przewracam się przecież, bo slalomy między zabawkami każdy rodzic ma opanowane, wiadomo!), to wiem, że gdybym się jednak zachwiała – jest ratunek. Pewnie wpadnę wtedy  w górę nieuprasowanego prania (zapewnia miękkie lądowanie! Jest pozytyw! :)).

Czy ten teks nawołuje do pokochania „syfu”? Nie! Raczej zachęca do wrzucenia na luz. I jeszcze do zastanowienia się, co jest dla nas naprawdę ważne.

Bądź dla siebie dobra

Wszystko to kwestia priorytetów. Zanim zaczniemy się na siebie złościć, warto pomyśleć, co jest dla nas istotne. Lubisz mieć porządek i to twój priorytet, ale wokoło wciąż panuje bałagan? Może właściwie to jednak wcale nie jest dla ciebie tak ważne? To nie zarzut, tylko próba zmiany perspektywy i innego spojrzenia na całą kwestię. Po pierwsze, nie da się mieć wszystkiego. Może masz wymagające dziecko i dajesz mu bardzo dużo uwagi? Albo wolisz poczytać książkę, niż pucować blaty? Też masz do tego prawo. Powodów może być wiele.

Hej, Dziewczyno (bo faceci jednak mniej zastanawiają się nad kwestiami porządku)! Jesteś mega! Przecież się starasz. I wkurza Cię ten nieporządek, ale przecież nie robisz go specjalnie. Czasem tak po prostu bywa. Bo jesteś zmęczona, bo dziecko jest chore, bo ktoś nie odłoży rzeczy na miejsce. To się po prostu zdarza. Wiadomo, dobra organizacja pomaga. Mniejsza ilość rzeczy i dobre rozwiązania przechowywanie gratów też. Ale ale! To nie jest najważniejsze.

Nikt nie jest idealny

Po prostu nie zawsze wszystko zależy od nas. No bo choć chcemy wiele, to czasem remontujemy mieszkanie, a to powoduje chaos. Może tymczasowo mieszkamy u teściów i nie mamy tyle miejsca, ile by się przydało. Albo mamy dwójkę dzieci, za to mieszkanie, które wynajmujemy jest po prostu niewielkie. To wszystko też ma wpływ. Może babcia, która mogłaby nas odciążyć jest daleko? Może nie stać nas na panią od sprzątania.

Spoko! Problem wtedy nie znika, ale możemy być dla siebie bardziej wyrozumiałe i tak najzwyczajniej dobre. Kiedy będziemy miłe dla siebie, będziemy mieć też więcej cierpliwości dla dzieci. I dla faceta też! Bo przecież to o to chodzi, o rodzinę, prawda?

(Żeby nie było, że dyskryminuję, jestem niesprawiedliwa i inne takie – kiedy pisałam ten tekst, mój mąż ugotował obiad i posprzątał w sypialni. Dzięki!:))

 

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję