Asia Śmieszek-Raducha (Tatento.pl) Dlaczego tak zależało Ci na porodzie siłami natury?
Aleksandra Wilk-Przybysz: Zależało mi na dobrym porodzie. Takim, którego efektem będzie zdrowa matka i zdrowe dziecko. Szczęśliwa matka i szczęśliwe dziecko. Od początku trzeciej ciąży byłam pogodzona z tym, że poród siłami natury może się udać ale może też zakończyć się trzecim cięciem. Nie chciałam jednak aby jakikolwiek lekarz z góry zakładał, że muszę iść pod nóż dla samej zasady „raz cięcie-zawsze cięcie”, nie chciałam cesarki ustalonej na konkretny dzień i godzinę, w dodatku przed terminem. Chciałam, aby dano szansę aby ten poród szedł swoim rytmem, żeby dziecko samo dało znać kiedy jest gotowe aby się urodzić.
Czy możesz opowiedzieć o Twoich wcześniejszych doświadczeniach i jak wyglądały poprzednie porody?
Pierwsza córka dołączyła do naszej rodziny w 2012 roku. Nie brałam cesarskiego cięcia pod uwagę. Mimo, iż początkowo ciąża była zagrożona ja byłam cały czas dobrej myśli, nie bałam się bólu, czekałam z niecierpliwością na poród i nastawiałam się na poród naturalny, a przynajmniej drogami natury. Było już mocno „po terminie”. Chodziłam na KTG, USG i póki wszystko było OK, próbowaliśmy domowymi sposobami rozkręcić akcję porodową. Jednak nie udało się i zostałam przyjęta na patologię ciąży, gdzie po dwóch dniach końskich dawek oksytocyny w końcu coś nieśmiało zaczęło się dziać. Byłam przestraszona i tak mało świadoma tego, o co powinnam walczyć i jak taki „ludzki” poród powinien wyglądać. Odeszły wody, po wielu godzinach doszłam do 10 cm rozwarcia. Parcie trwało 3 godziny. Nagle jednak pojawiły się drgawki, telepało mną na wszystkie strony, spadałam ze stołu, wiązali mnie aby mnie jakoś utrzymać. Koszmar. Padła decyzja o nagłym CC, znieczulenie nie zadziałało jak powinno… krzyczałam na zmianę odpływając, że boli „od lewej do prawej”, czułam moment cięcia i okrutny ból. Potem uśpili mnie i obudziłam się, gdy było już po wszystkim.
Dramatyczne doświadczenie. Ja sobie z tym poradziłaś?
Nie ma co rozpisywać się o opiece poporodowej i braku wsparcia. Teraz już wiem, że mogło być inaczej. Możliwe, że dałabym radę gdyby nie to, że kazano mi leżeć. Możliwe, że nie byłoby drgawek gdyby nie to, że była to moja trzecia doba na samej kroplówce („Bo pani idzie rodzić i na wszelki wypadek nie można jeść i pić, bo może skończyć się cesarką,”). Czasu jednak nie cofnę. Całe szczęście i ja i córka szybko doszłyśmy do siebie fizycznie po tym porodzie. Kolejna córka urodziła się 18 miesięcy później, też podczas CC. Było to planowe cięcie, jednak i tym razem całe szczęście nie „na zimno”. Skurcze regularne i dość mocne zaczęły się wieczór przed porodem. A dlaczego druga cesarka? Głównie dlatego, że uległam, przyznaję. Zostałam mocno zastraszona tekstami lekarzy pt. „za krótki odstęp – za duże ryzyko”, „Chce pani ryzykować zdrowie i życie swoje i dziecka?!”.„Lepsza będzie cesarka, żeby nie stała się jakaś tragedia”. Po poprzednim traumatycznym porodzie zgodziłam się na CC, choć byłam pełna żalu i zwątpienia, czułam, ze moje ciało zawodzi skoro „nie jestem nawet w stanie urodzić normalnie”. Pewnie tego typu myśli towarzyszyły niejednej kobiecie po cięciu. Będąc po dwóch cesarkach większość bliskich mi osób pewnie nawet nie zakładała, że będę mieć jeszcze dzieci. Niektórzy ludzie nawet sugerowali, że byłaby to nieodpowiedzialność, ryzyko. My jednak byliśmy dobrej myśli.
No i udało się! W jaki sposób zaczęłaś się przygotowywać, gdy dowiedzieliście się o trzeciej ciąży? Czytałaś literaturę fachową? Wykonywałaś ćwiczenia?
O ciąży dowiedzieliśmy się we wrześniu. Za dobry znak wzięłam to, że termin porodu wypadał dokładnie w dzień naszej szóstej rocznicy ślubu. Postanowiłam sobie, że to będzie dobra i cudowna ciąża i jak mantrę powtarzałam sobie w myślach to, że będzie cudownie. I wiesz co? Było. Nasza głowa to niezłe centrum dowodzenia. Naprawdę warto myśleć pozytywnie, uwierzyć w siebie. Przez ciążę byłam niezwykle aktywna, dużo się ruszałam, ćwiczyłam, tańczyłam w domu. Postanowiłam też, że muszę mocno przepracować w swojej głowie dwa poprzednie porody bo tu nie było ze mną dobrze- opowiadając czy myśląc o nich potrafiłam płakać. Z pomocą przyszły mi książki: Położna, Mundra, Kryzys Narodzin, Urodzić razem i naturalnie, Poród Naturalny, Narodziny bez przemocy. Zaczytywałam się w nie i chłonęłam całą sobą. Z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej rozumiałam i akceptowałam to, co się stało w przeszłości (poprzednie porody) i kreśliłam sobie wizję tego, jak może i jak chciałabym aby wyglądał kolejny. Nabrałam wiary w siebie i w moc swojego ciała. Zaczęłam wierzyć, że i mi się uda, że nie muszę mieć cięcia ale jednocześnie totalnie pogodziłam się z tym, że istnieje taka opcja, że skończy się na trzeciej cesarce – jednak ona też może być dobra i na moich warunkach. Myślę, że to pogodzenie się z dwoma możliwymi scenariuszami dało mi dużo spokoju. Trafiłam na grupę „Naturalnie po cesarce” na Facebooku, zaczytywałam się nieśmiało w historie porodowe.
Sporo tego. :) Zadbałaś też o personel medyczny, prawda?
Tak. Skontaktowałam się także z położną, która bardzo wspierała VBAC (porody naturalne po uprzednich cięciach). Od tamtej pory już wręcz nie mogłam się doczekać porodu, bo było we mnie tyle pozytywnej energii, pewności tego, że musi być super! Czułam, że jestem w dobrych rękach. Oprócz położnej byłam także na konsultacjach u dyrektora szpitala, w którym zamierzałam rodzić, dodał mi on dodatkową porcję pozytywnych fluidów. Oczywiście mówił, że mam 50% szans na to, że poród siłami natury się uda, jednak jednocześnie podczas spotkań z nim nie czułam, że coś może pójść nie tak. Czułam tylko ogromne wsparcie i wiarę w powodzenie.
A czy spotkałaś się ze sceptycyzmem lekarzy i informacją, że po dwóch cięciach poród naturalny to zbyt duże ryzyko?
Podczas ciąży od wielu lekarzy czy położnych słyszałam „raz cesarka to zawsze cesarka", czy „po jednym cięciu to może pani próbować, ale po dwóch?". Było jeszcze „ja pani nie pozwolę tą drogą urodzić". W przypadku VBAC to wsparcie jest kluczowe. Cieszę się, że lekarzy i położnych wspierających porody naturalne po cesarce jest coraz więcej, jest ich jednak wciąż za mało. Brak też wsparcia w społeczeństwie, gdyż z racji na małą realną wiedzę o VBAC i VBA2C pojawia się w ludziach strach, z niewiedzy powtarzane są przeróżne mity i przez to królują opinie o tym, że kolejna cesarka byłaby bezpieczniejsza i lepsza, łatwiejsza, rozsądniejsza. Naprawdę kobiety decydujące się na podjęcie próby porodu naturalnego robią wiele aby wszystko było w porządku, niezwykle wsłuchują się w swoje ciało, pracują nad blizną, badają się. Nie decydują się na VBAC aby sobie coś udowodnić czy nie mając pewności, że jest to dla nich dobra i bezpieczna opcja, nie robią tego „za wszelką cenę”. Trzeba wiedzy, takiej od źródła, profesjonalnej aby mity na temat takich porodów przestały funkcjonować jako główne zasady. Aby kobiety wiedziały, że VBAC to piękna sprawa, korzystna dla matki i dziecka a nie zwykły kaprys.
Co według Ciebie jest najważniejsze, żeby wszystko mogło się udać?
Wsparcie. Zarówno profesjonalne, od położnej i lekarza – warto wybrać takich, którzy mieli do czynienia z VBAC, którzy pomogą i dodadzą wiary a nie będą podkopywać naszą pewność siebie, jak i to prywatne – rodziny, męża, przyjaciół. Ja zamknęłam się na słuchanie złych historii, odsunęłam od siebie tych ludzi, którzy zasiewali we mnie niepokój, próbowali sugerować, że coś może pójść nie tak. Czytałam historie pięknych porodów, wgłębiłam się w fizjologię porodu aby wiedzieć co mnie czeka i czuć się pewna i gotowa. Przy samym porodzie oprócz wspaniałej położnej był ze mną mój mąż, a także przyjaciółka. Ich obecność dała mi dużo spokoju. Jednak aby mogło się udać, najważniejsze jest nasze nastawienie, wiara w siebie i pozytywne myślenie. Brzmi banalnie, ale to bardzo istotne.
Czy opowiesz, jak wyglądał Twój ostatni poród i jego przebieg?
To był piękny poród, choć chwilami trudny. W dzień terminu spotkałam się rano z moją położną na badanie. Nic się nie działo... potem KTG i wizyta u lekarza. Czekając na wizytę złapały mnie delikatne skurcze. Nieśmiałe, co 10 minut. Mimo ich wyrazistości i regularności nie czułam, ze „to jest to”. Podczas USG lekarz powiedział tylko, że brzuch mam mały ale dziecko zapowiada się bardzo duże, bo ponad 4 kilo. Trochę mnie wmurowało, jednak zaczęłam powtarzać sobie w głowie „na pewno jest po prostu długi i chudy, wyślizgnie się ze mnie bez problemu”. Takie myśli mnie uspakajały.
Następnego dnia poszłam z córkami na rower, przygotowałam piknik w ogrodzie, a po całym dniu usnęłam z dziećmi czytając im bajkę. Około północy obudził mnie skurcz który zgiął mnie w pół, z łóżka zeszłam na czworakach. Potem pojawiły się regularne skurcze. Mimo tego, że akcja była w początkowej fazie pojechałam do szpitala. Bałyśmy się, ze mogę nie mieć miejsca, bo porodówka będzie już przepełniona, i dobrze zrobiliśmy – pół godziny później wszystko było już zajęte. Około 6 rano nagle odeszły mi wody. Dopiero wtedy skurcze stały się wyraźne i bolesne. Przyjmowałam różne pozycje: biegłam przy drabince, dużą część porodu spędziłam w wodzie, do około 7-8 cm rozwarcia. Kiedy skurcze przybrały na sile a ja siłę traciłam i ból mnie obezwładniał, podjęłam decyzję o znieczuleniu. Dzięki niemu odzyskałam nieco siły na dalszą część. II faza porodu była ciężka. W pewnym momencie krzyczałam już, że chcę aby to się skończyło, że nie dam już rady. I pewnie nie dałabym gdyby nie wspaniała położna – Łucja Talma. Instruowała mnie podczas parcia, wspierała i dawała otuchy w momencie w którym byłam na granicy, szukała i proponowała różne pozycje… I nagle – udało się. Chwilę przed finałem dotknęłam główki małego. Uwierzyłam, że to dzieje się naprawdę. I… urodziłam. :)
Jak mogłabyś podsumować to doświadczenie? Czym czas po tym porodzie różnił się od poprzednich?
Mimo bólu, to wszystko było niesamowite, ta moc, ta siła, te emocje. Uczucie tego ciała na klatce piersiowej, tulenie… i to, że od razu mogłam wręcz rzucić się na tabliczkę czekolady, chwilę później normalnie funkcjonować a po szybkim powrocie do domu miałam wspaniały humor i siłę aby zająć się pozostałą dwójką naszych dzieci.
Super! Gratulujemy raz jeszcze i dziękujemy za wywiad.
Zdjęcie wykonał Michał Przybysz (dziękujemy Oli za udostępnienie!)