Konsekwencja jest najważniejsza?
Różne autorytety mówią o tym, że nie można dziecka przyzwyczajać do spania przy piersi, do spania z rodzicem, bo to rozpuszczanie dziecka. Niemowlę powinno spać w swoim łóżeczku i już. Trzeba go tego nauczyć konsekwencją w postępowaniu. Po prostu odkładać i nie zważać na płacz i lamenty. W końcu przestanie. I uśnie.
Chociaż brzmi to strasznie, to popularna metoda polegająca na „wypłakiwaniu się” dziecka, promowana przez doktora Ferbera. Podobno działa w końcu na każde dziecko, ale maluchy potrafią walczyć (sic!) przez różny czas, zanim się poddadzą. Czytałam o przypadkach, kiedy tak pozostawione dzieci niszczyły swoje łóżeczka (tak, niemowlęta…) albo zanosiły się od płaczu.
Według zwolenników tej metody, ma ona zapewnić dziecku spokojny, nieprzerywany sen, a rodzicom lżejsze noce, bez noszenia i tulenia. Niestety, stosowanie takiej tresury niszczy więź z dzieckiem. Maluch traci zaufanie do rodziców, poddaje się i nie wzywa pomocy, bo wie, że i tak nikt nie przyjdzie go pocieszyć…
3-5-7
Brzmi jak wyliczanka, ale to metoda często polecana sobie przez młode mamy. Podobno jest idealnym sposobem na to, żeby dziecko usypiało, bo wprowadza rutynę i pozwala mu się przyzwyczaić do łóżeczka (no bo jak to, w środku jest piękna pościel, śliczny pluszak, a maleństwo w ogóle tego nie docenia? Bez sensu…). No więc jak działa ta „wspaniała” metoda?
Instrukcja jest prosta. W teorii. Bo w praktyce już gorzej, ale o tym za chwilę. Autorzy metody polecają ją dla rodziców wykończonych ciągłym wstawaniem w nocy do dziecka. Zostawiacie dziecko w łóżeczku i wychodzicie. Możecie wrócić za 3 minuty. Co potem? Pocieszacie i znowu wychodzicie: kolejne powroty mogą nastąpić dopiero za 5, a następnie 7 minut. I tak aż do skutku, czyli aż dziecko przestanie płakać i zaśnie. Brrr. Brzmi strasznie?
Czego uczy ta metoda? Wbrew pozorom – na pewno nie samodzielnego zasypiania. Dziecko przestaje płakać, bo się poddaje i przestaje wierzyć, że ktoś do niego przyjdzie. Póki płacze – wzywa ratunku, chce przywołać rodzica. Potem nie płacze bo wie, że rodzic nie przyjdzie.
Wiecie, że dzieci w domach małego dziecka i ośrodkach preadopcyjnych nie płaczą? Czują niemoc i bezsilność – nie liczą już na przytulenie (na szczęście ten standard zmieniają takie ośrodki jak Tuli Luli – pisaliśmy o nich tu). W książce Mądrzy rodzice możecie przeczytać, że kiedy dziecko przestaje płakać w wyniku treningu snu, poziom kortyzolu – czyli hormonu stresu – jest u niego tak samo wysoki, jak u dzieci, które głośno domagają się przyjścia rodzica.
Zaklinaczka niemowląt? Czyli Tracy Hogg kontratakuje
O tej metodzie na usypianie przeczytacie w bestselerowych książkach Tracy Hogg. To autorka między innymi Języka niemowląt, która sama siebie nazywa „zaklinaczką”. Rzeczywiście, jej podmiotowe podejście do małych dzieci, jest warte pochwalenia. Podkreśla, że watro angażować się w zabawę z dzieckiem, szanować jego preferencje. Podkreśla wagę rzeczy, o których młodzi, zestresowani rodzice często zapominają (bo to oni są docelową grupą odbiorców tego typu poradników) – np. to, że warto ubierać niemowlę powoli i delikatnie oraz uprzedzać, co mamy zamiar robić, kiedy podejmujemy chociażby czynności pielęgnacyjne. Super! Popieramy to jak najbardziej.
Ale to, co jest plusem tej książki, może wprowadzić nas też w błąd. Tracy Hogg przedstawia się jako osoba, która dba o dobro dziecka. Bazując na emocjach rodziców sprzedaje im wizję idealnego rodzicielstwa, które będą realizować tylko w przypadku zastosowania jej zasad. A to ma dotyczyć też snu. Nieładnie!
Hogg podkreśla, jak ważny jest sen dziecka. Bo to prawda. I na dobry sen dziecka mają pomóc właśnie proponowane przez nią metody. Teoretycznie są humanitarne, nie mają nic wspólnego z wypłakiwaniem… No niestety tylko teoretycznie.
Ta metoda nie zakłada wypłakiwania się, tylko reagowanie na każdy płacz dziecka (super!) i odkładnie dziecka, kiedy się uspokoi. Zastanawialiście się kiedyś, co może czuć dziecko, które jest odkładane do łóżeczka 130 razy podczas jednej nocy? To jeden z rekordowych wyników, którym chwali się autorka książki. Pewnie nie jest mu zbyt miło. To, co wydaje się konsekwencją, jest po prostu metodą na łamanie dziecka.
Co robić, jak… spać?
Rodzice czekający na pierwsze dziecko często mają pod górkę. Nie ma lepiej, gdy dziecko przychodzi na świat. Zewsząd zalewają ich dobre rady, także dotyczące snu dziecka. Kiedy czekamy na noworodka, dowiadujemy się, że w Paryżu dzieci nie grymaszą (i przesypiają noce). Albo dostajemy bestsellerowy poradnik Heidi Murkoff, z którego wynika, że dziecko powinno spać samo. I przesypiać całe noce od razu.
To powoduje bardzo duży stres i sprawia, że czujemy się niekompetentni jako rodzice, bo okazuje się, że nasze dzieci ani nie przesypiają całych nocy, ani nie ukrywają, że grymaszą. Podobno aż 30% rodziców kłamie na temat długości (i jakości) snu swojego dziecka. To pokazuje, że temat jest trudny. Czy jest jakaś rada, aby przesypiać noce?
Oczywiście możemy zapewnić warunki, które pozwolą dziecku spać lepiej. Warto nie wystawiać go na wpływ niebieskiego światła (telewizor, telefon, tablet, komputer i inne), ograniczać bodźce, dbać o dietę i zapewniać odpowiednie otoczenie i nawilżenie powietrza. Ale nie możemy dać mu za dużo bliskości i czułości, a karmienia nocne są ważne dla laktacji, szczególnie przez pierwszych 6 miesięcy. Stosowanie takich metod nie gwarantuje nam przespanych nocy na początku, ale zapewni więź przez resztę życia. Nie ma nic złego w spaniu malucha przy piersi. To samo dobro.
Dowiedz się więcej o śnie dziecka!