Małżeństwo Lewandowskich cieszy się rosnącą popularnością w kraju i za granicą. Anna to nie tylko trenerka i popularyzatorka zdrowego stylu życia, ale także posiadaczka czarnego pasa w karate. Roberta Lewandowskiego kojarzą wszyscy miłośnicy piłki nożnej w Polsce i wielu na świecie – w końcu to sława narodowej reprezentacji futbolowej i świetny piłkarz. Gdy do mediów przeciekły informacje o ciąży Anny, wszystkie redakcje podchwyciły temat. Dosłownie: wszystkie.
Serwisy plotkarskie regularnie dostarczały zasłyszane i podpatrzone wieści, publikowały swoje wyliczenia dotyczące terminu porodu. Również przyszli rodzice dzielili się dosyć chętnie zdjęciami, na których było widać nie tylko ich, ale i rosnącą Klarę (wprawdzie w brzuchu Anny, ale wciąż).
Takiej „relacji na żywo” z ciąży nie było chyba wcześniej w Polsce. I chyba długo nie będzie. Lewandowscy są przecież najpopularniejszą parą w kraju.
Warto przy tej okazji wspomnieć o kilku rzeczach, które przychodzą na myśl, gdy mówimy o naszej prywatności. Rodzice Klary są osobami publicznymi i niemal codziennie ich nazwiska pojawiają się w mediach. Jasne – jako obserwatorzy mamy o wiele lepszy dostęp do ich codzienności, głównie dzięki skracającym dystans mediom społecznościowym. Ale gdzie zaciera się granica między prywatnym, a publicznym?
Gdy Robert Lewandowski wrzucił zdjęcie z nowonarodzoną córeczką na Instagrama, fotografia rozeszła się lotem błyskawicy we wszystkich mediach. Krótko potem mogliśmy zobaczyć fotografię Anny z Klarą. Oba te zdjęcia łączy jedno: nie widać twarzy dziecka. Dlaczego tak się stało i dlaczego to tak ważne?
Wielokrotnie pisaliśmy o prywatności w sieci. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak ważne jest strzeżenie wizerunku naszych dzieci. Beztroskie wrzucanie zdjęć naszych dzieci do internetu może być kłopotem. Nie chodzi tylko o popularne porzekadło, że „coś, co raz wrzucimy do sieci pozostaje tam na zawsze” i że realnie tracimy władzę nad tym, co umieszczamy. Bo tracimy ją naprawdę tracimy.
Przede wszystkim chodzi o prywatność NASZYCH DZIECI. Za kilka-kilkanaście lat będą mogły zobaczyć to, co teraz wrzucamy na nasze profile w mediach społecznościowych. Zanim umieścimy tam jakieś ich zdjęcie musimy zadać sobie trudne pytanie: czy nie będziemy się wstydzić za kilka lat tego, co wrzuciliśmy i czy nasze dzieci nie będą się tego wstydziły za kilka lat. To trudne, ale bardzo ważne pytanie, na które każdy z nas musi sobie odpowiedzieć sam.