Noworodek w kilka godzin po urodzeniu ma przekłuwane uszy. Wzdrygnęliście się nieco? Tak, to dosyć dziwne, jednak powszechne w Hiszpanii czy Peru. Jest to pewna tradycja, którą możecie uznać za barbarzyńską, jest to jednak tradycja. Ale czy przekłuwać uszy niemowlakom? Rocznym czy dwuletnim dziewczynkom? U kosmetyczki czy u piercera? To dosyć złożone. I trudne.
Jest kilka rzeczy, o których lepiej pomyśleć, zanim pójdziecie ze swoimi córkami do kosmetyczki na przekłucie uszu. Część z nich wiąże się po prostu ze zdrowiem. Część z nich – z szacunkiem do Twojego dziecka i jego woli.
Higiena
Bardzo ważna sprawa – przekłucie ucha to w ingerencja w ciało. Mówi się, że zostaje „przebita powłoka skórna”, czyli coś może dostać się do krwi. Dobrze mieć pewność, że coś, co przekłuwa skórę jest czyste i nie ma na tym żadnych zarazków. Bakterie i wirusy mogą spowodować ogromne spustoszenie w organizmie, nie tylko dziecka. Opuchlizna czy zapalenie (najczęściej – ropne) to tylko wierzchołek góry lodowej.
Pewnie wiecie, że za każdym razem, kiedy ktoś pobiera krew do badań, robi to sterylną igłą, a skóra w miejscu nakłucia jest oczyszczana specjalnym preparatem. Wbrew pozorom cała ta „szopka” nie jest bez potrzeby. Chodzi o bezpieczeństwo. Igły, strzykawki, rękawiczki – to wszystko używane jest tylko raz. Potem ląduje w koszu, którego zawartość idzie do utylizacji.
Teraz popatrz na pistolet do przebijania uszu. Jest plastikowy. Przekuł pewnie setki uszu w gabinecie kosmetycznym. Czy był sterylizowany? Wiecie kiedy „igła” (a raczej „gwóźdź”) była ostatnio wymieniana? Do tego plastik jest trudny do wysterylizowania (nie, nie ma czegoś takiego jak „plastik szpitalny” – w szpitalach wszystko, co nie daje się wysterylizować, a ma kontakt z krwią, po jednorazowym użyciu ląduje w koszu na śmieci i jest utylizowane), a płyn dezynfekcyjny nie jest wbrew pozorom aż tak skuteczny, jak niektóre kosmetyczki będą przekonywać. Już to powinno dać do myślenia.
„Nie boli”
Nie, boli. Przekłuwanie uszu ZAWSZE boli. Mniej lub bardziej. To, że dziecko popłacze chwilę po przekłuciu i da się przekonać, że „to nie boli”, wcale nie oznacza, że tego bólu nie czuje. Po prostu skoro wszyscy mówią, że „nie będzie boleć” oraz „i jak, nie bolało”, to w pewnym momencie przestanie płakać. Da się przekonać. Ale będzie je boleć, nawet jak staniecie na głowie.
A teraz pomyślcie o czymś innym. Czy bardziej będzie boleć przekłucie naprawdę ostrą igłą czy czymś o kształcie gwoździa, a do tego tępawego? Dobrze się domyślasz – igła będzie lepsza. Jakby nie patrzeć – w pistoletach do przebijania uszu element, który przebija płatek ucha ma więcej wspólnego z gwoździem. Igła przechodzi gładko przez ciało, bo jest ostra. Gwóźdź rozrywa skórę i tkankę, co nie dość, że boli o wiele bardziej, to jeszcze utrudnia gojenie się. Pewnie słyszeliście, że „komuś coś się babrało w uchu po przebiciu”. „Babranie się” to w praktyce zakażenie. Powodów jest wiele: brak higieny podczas przebijania lub po nim, reakcja alergiczna na metale zawarte w kolczyku (wbrew pozorom nie tak rzadki problem!), infekcja spowodowana źle wysterylizowanymi narzędziami (jeśli w ogóle...). Powodów jest wiele. A dopiero wtedy, gdy przebite ucho zacznie się babrać, może się okazać, że „ładne kolczyki” nie są dobrym pomysłem, zwłaszcza dla małego dziecka. Lista powikłań po źle wykonanym przebiciu ucha jest dłuższa (i poważniejsza), niż byście chcieli.
Jakość
Właśnie, jakość metalu. Jeśli mieliście to szczęście, że nigdy nie mieliście alergii na nic, to pewnie nie wiecie, o co chodzi. Ale może mieliście kiedykolwiek łańcuszek (pierścionek, bransoletkę czy cokolwiek innego), który sprawiał, że mieliście wysypkę lub zaczerwienioną skórę. Tak, to była alergia skórna. Często wywołuje ją nikiel, który jest obecny w większości stopów w biżuterii, zwłaszcza tej taniej.
Podobno bezpieczne są złote i srebrne kolczyki, ale i one mogą wywołać reakcję alergiczną (to stopy, czyli metal szlachetny jest z jakimś dodatkiem). Za jeszcze bezpieczniejszą uchodzi biżuteria ze stali chirurgicznej lub tytanu, ale... zawsze jest jakieś „ale”. A im młodsze jest dziecko, tym tych „ale” jest więcej.
Bezpieczeństwo
Małe dzieci wszystko biorą do ust. Telefon, długopis, drewniany samochodzik – cokolwiek znajdzie się z zasięgu malucha dosyć szybko jest obślinione. Taki urok małych dzieci, które pragną poznać świat. Na pewno nie zostawiasz w zasięgu chwytnych rączek drobnych rzeczy, które maluch może połknąć. Kolczyk może wypaść z ucha – jeśli kiedykolwiek mieliście przekłute uszy wiecie o tym doskonale. I teraz pomyśl, że taki kawałek metalu z ostrym bolcem – w praktyce: pinezka – ląduje w buzi (bo kolczyk to w praktyce pinezka), a potem może zostać połknięte przez malucha. A do tego nikt nie da gwarancji, że kolczyk nie wypadnie z ucha. Jeśli ktoś Was przekonuje w salonie kosmetycznym, że „nie ma takiej możliwości”, to serio – mówcie „żegnam”.
Wiecie też, że niektóre kolczyki mogą kłuć, zwłaszcza gdy śpi się na boku. Albo gdy zahaczycie nim o szalik. To nic przyjemnego. Teraz pomyśl jak mało przyjemne to będzie dla Twojego dziecka takie kucie lub szarpnięcie. Zwłaszcza, że dzieci są o wiele aktywniejsze od większości z nas, a do tego ich ruchy dosyć długo nie są idealnie skoordynowane.
Ingerencja
Nasze dzieci są ludźmi, odrębnymi od nas, niezależnie od wieku. Mają swoje prawa, tak samo jak my, chociaż nie dopominają się o nie. To my – jako rodzice – powinniśmy je szanować i stać na ich straży. Zawożąc je do kosmetyczki i przekonując „o, jak pięknie będziesz wyglądać w tych kolczykach od babci” gwałcicie wolność swojego dziecka. Po prostu. Mówiąc: „nie będzie boleć” po prostu je okłamujecie. Do tego ryzykujecie jego zdrowie, bo nie macie pewności, czy nie ma uczulenia na coś, co jest w kolczyku, który wbije mu kosmetyczka. Nie mówiąc już o tym, że nie możecie być pewni, że to bezpieczne dla jego zdrowia. Albo życia.
Zupełnie inną sprawą jest to, że z higieną w gabinetach kosmetycznych bywa różnie. Higiena jest bardzo ważna (jeśli nie najważniejsza) w przypadku jakichkolwiek ingerencji w ciało. Bo przebijanie ucha to ingerencja w ciało. Nie zapominajcie o tym.
Alternatywa, ale dla rozsądnych
Jasne, jest alternatywa. Może o tym nie wiecie, ale istnieje taki zawód jak certyfikowany piercer, czyli człowiek, który zajmuje się zawodowo przekłuwaniem różnych części ciała. Brzmi to dziwnie, ale to najlepsza osoba, która może przekłuć ucho Waszemu dziecku. Certyfikowanie takiej osoby polega na prostej zasadzie: taki specjalista wie gdzie i jak wbijać igłę, żeby bolało, krwawiło i babrało się najmniej, a miejsce przekłucia jak najszybciej się zagoiło. Powie, jak dbać o miejsce przekłucia i najprawdopodobniej odezwie się do Was po kilku tygodniach z pytaniem „jak tam się goi”. No i pomoże dobrać bezpieczne kolczyki (wielu zawodowców poleca stopy tytanu i stali, które używane są najczęściej w szpitalach).
W praktyce – dobrego piercera poznacie nie tylko po tym, że na ścianie będzie wisiał certyfikat, ale też po tym, że gdzieś w zasięgu wzroku znajdziecie autoklaw. Wygląda trochę jak skrzyżowanie sejfu hotelowego z mikrofalą i służy do sterylizacji narzędzi. To urządzenie zobaczysz też w szanujących się salonach kosmetycznych, jednak da się w nich zdezynfekować jedynie metalowe narzędzia. Plastik albo zacznie się topić, albo odkształcać.
Dlaczego piercer jest alternatywą dla rozsądnych? Bo jeśli pójdziecie do niego z dwulatką, to najprawdopodobniej objedzie Was od góry do dołu, a potem pokaże drzwi. Bo nawet najrozsądniejsza dwulatka pozostanie dwulatką, a często przez grzeczność zrobi to, co uważają rodzice, bo to oni powinni wiedzieć lepiej. Powinni.
Pamiętajcie – jakiekolwiek modyfikacje ciała (bo kolczyk jest modyfikacją ciała) muszą być efektem woli osoby, która ich chce. Jeśli dziesięciolatka chce mieć przekłute uszy – OK. Porozmawiajcie z nią, spytajcie dlaczego. Poczekajcie trochę, aż ta decyzja w niej dojrzeje. Dajcie jej czas, żeby nie okazało się, że po tygodniu od przekłucia powie „bo miałam taki kaprys”. Jeśli po kilku dniach (może tygodniach) dalej będzie chciała kolczyków w uszach – znajdźcie polecanego piercera. Spotkacie go najprawdopodobniej w salonie tatuażu lub salonie piercingu. Chociaż niektórzy robili naprawdę dziwne rzeczy z igłami, to większość z nich to prawdziwi zawodowcy i, bardzo często, nietuzinkowi artyści. Internet może okazać się najlepszym doradcą, bo jeśli ktoś coś skaszani, to natychmiast rozejdzie się o tym fama. Podobnie z dobrą robotą.
Pomyślcie o tym. W końcu chodzi o zdrowie Waszych dzieci.