Nie inaczej jest w przypadku „Wielkiej historii małej kreski”. Ta opowieść o niezwykłości i wyjątkowości każdego człowieka, potrafi zafascynować nie tylko tym, co napisane, ale przede wszystkim tym, co narysowane.
Wyobraźcie sobie bowiem bohatera. Z pozoru całkiem zwyczajny, przeciętny chłopiec. Pewnego dnia zdarza się jednak coś niezwykłego (a może po prostu nieliczni szczęśliwcy potrafią takie zdarzenia dostrzec). Młodzieniec znajduje na swej drodze … kreskę. Dziwne? Szalone? Ani trochę. Od tej chwili chłopiec i kreska staną się nierozłączni. Dzięki niepozornej linii życie bohatera stanie się bogatsze, barwniejsze.
Najważniejsze w tej historii jest jednak to, że każdy może ją odczytać na swój sposób. Nie ma złych interpretacji. Kiedy rozmawiałam z synem na temat tego, o czym opowiada „Wielka historia…” nasze zdania były różne (dziecię mówiło, że o życiu, a ja uważałam, że o marzeniach). Po chwili namysłu doszliśmy jednak do wniosku, że każde z nas miało rację.
Dlaczego warto sięgnąć właśnie po tę propozycję? Ponieważ całkowicie różni się od większości znanych nam historii. Ciężar przekazu został zgrabnie przeniesiony na ilustracje, które stanowią siłę książki. Większość elementów, poza tytułową kreską, zostało wykonane czarnymi pociągnięciami i wyglądają, jakby powstały bez oderwania narzędzia kreślarskiego od papieru. Sama zaś kreska jest czerwona i stanowi dopełnienie każdej ze scen (trudno to oddać słowami, należy to po prostu zobaczyć).
Na odwrocie książki, na okładce możemy przeczytać: „Dziecko znajduje na ścieżce mała kreskę, mały, niepozorny skrawek. Wkłada ją do kieszeni i o niej zapomina. Lecz oto kreska ożywa…” Czy potrzeba lepszej rekomendacji by wybrać się w podróż przez życie z kreską?