Gdy pojawił się pomysł wysłania 6 latków do szkoły wybuchła burza w szklance wody. Powstawały nawet specjalne ruchy, które miały za zadanie zapobiec wysłaniu maluchów do szkoły (np. ratujmaluchy.pl). Jednak ostatecznie wzorem zachodnich sąsiadków, rząd postanowił przyspieszyć rozpoczęcie edukacji i 6 latki zasiadły w szkolnych ławkach. Do czasu powołania nowego rządu: "Oddajemy obywatelom wolność” – tymi słowami minister edukacji narodowej Anna Zalewska ogłosiła nowelizacje ustawy o obowiązku szkolnym dla 6 latków.
Od września 2016 roku 6 latki będą mogły iść do pierwszej klasy pod warunkiem odbycia rocznego przygotowania przedszkolnego lub uzyskania pozytywnej opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Na życzenie rodziców dzieci będą też mogły powtarzać 1 klasę. Lub zerówkę. Co to oznacza w praktyce?
Zniesienie obowiązku szkolnego dla 6 latków: poznaj konsekwencje
Chaos, bałagan, dezorientacja
Co w takim razie stanie się z 5 latkami? Gdzie mają chodzić? To będą zerówkowicze czy przedszkolaki? Większość rodziców będzie tak skołowanych, że trudno będzie im podejmować racjonalne decyzje. Nie wspominając już o samych maluchach, które będą musiały np. powtarzać klasę.
Brak miejsc w przedszkolach
Przedszkola publiczne i tak są obecnie przepełnione i aby się tam dostać często trzeba spełniać wydumane kryteria (dzieci z pełnych rodzin, gdzie oboje rodzice pracują rzadko mają na to szanse). Zostawienie 6 latków w zerówkach spowoduje drastyczne przepełnienie i brak miejsc dla innych dzieci. Bardzo prawdopodobne, że w nowym roku szkolnym 2016/2017 nie będzie naboru dzieci 3-letnich do przedszkoli lub będzie to nabór bardzo ograniczony. W całym cyklu kształcenia może brakować jednego rocznika!
Ograniczanie potencjału zdolnych dzieci
Jeśli rodzice zechcą ich pociechy będą mogły powtarzać 1 a nawet 2 klasę (dzieci z roku 2008 są pierwszą grupą, która rozpoczęła obowiązkowo naukę w szkole w wieku sześciu lat). Poza wspomnianym już chaosem i bałaganem takie działanie szkodzi przede wszystkim dzieciom, które rozwijają się przecież bardzo różnie. Przede wszystkim w przypadku małych dzieci kilka miesięcy różnicy to często kamień milowy. Dzieci z pierwszej połowy roku bywają na zupełnie innym etapie rozwojowym niż dzieci z drugiej połowy roku (im młodsze dziecko tym większa przepaść). Owszem, bywają 7 latki, którym trudno wysiedzieć w szkolnej ławce, ale zdarzają się także dzieci bardzo zdolne, które nie mają problemu z adaptacją do nowych warunków. Zmuszanie ich do powtarzania klasy, to marnowanie czasu, pieniędzy i dziecięcego potencjału.
Spadek liczby pierwszoklasistów
Ponieważ z różnych przyczyn zapewne wielu rodziców zdecyduje się na pozostawienie dzieci w przedszkolach, w przyszłym roku 1 klasy mogą być bardzo nieliczne. W miastach zapewne nie będzie to aż taki problem jak na wsiach. Mało liczne klasy wcale nie są dobre dla dzieci, ponieważ nie zapewniają im dostatecznie bogatych doświadczeń społecznych. Jednocześnie dzieci nadmiernie koncentrują się na osobie nauczyciela. Z kolei łączenie dzieci z kilku szkół rejonowych spowoduje problem logistyczny przed wszystkim dla rodziców, ponieważ będą
Brak pracy dla nauczycieli
W okresie przejściowym, pierwszych trzech lat po wprowadzeniu zmian, może zabraknąć pracy nawet dla 40 tys. pedagogów. Prawdopodobnie będzie trzeba ich wysłać na płatne urlopy, co może kosztować nawet 1,5 mld rocznie. Drugim rozwiązaniem jest przydzielenie im pracy tymczasowej, za pewne poniżej ich kwalifikacji.
Zapewne założenie, że jedynymi ekspertami zdolnymi ocenić, czy dzieci są zdolne do podjęcia obowiązku szkolnego czy nie, są rodzice jest słusznie. Niemniej jednak wprowadzenie w życie tej reformy spowoduje więcej szkody niż pożytku. Przede wszystkim rodzice i dzieci będą skołowani: na ciągłych zmianach tracą przede wszystkim najmłodsi. Awersję budzi też pośpiech i brak konsultacji społecznych. Tak poważna zmiana wymaga rozważenia wszystkich konsekwencji, co chyba w tym wypadku nie miało miejsca.