Warto wiedzieć

Nie taki kleszcz straszny!

Jestem mamą i lekarzem i nie mogę siedzieć cicho, gdy w sieci krążą liczne artykuły na temat kleszczy, boreliozy i innych chorób odkleszczowych, zawierające straszne bzdury i wprowadzające atmosferę przerażenia. Tak, kleszcze mogą przenosić choroby i trzeba uważać, ale panika nikomu nie służy! Dlatego piszę Wam dzisiaj, co robić, gdy kleszcz już nas lub nasze dziecko „dopadnie”.

1. Zachowaj czujność

Kleszcze bytują w miejscach zacienionych i wilgotnych. Oczywiście lasy i gęste obsadzone parki są przez nie obficie zasiedlone, ale znaleźć możemy je w każdych zaroślach, a także coraz częściej w trawie, zwłaszcza tej rzadziej koszonej. Dlatego też należy codziennie oglądać całe ciało, zwłaszcza dzieci, które na trawie spędzają sporo czasu i chętnie robią tam wygibasy. Ważne, by oglądać miejsca niewidoczne – miedzy palcami u stóp, pachwiny, szparę międzypośladkową, narządy płciowe itp., bo w tych okolicach kleszcze również chętnie się wczepiają. Ugryzienie przez kleszcza nie boli, bo wydziela on substancje znieczulające. Dlatego tak ważne jest oglądanie ciała każdego dnia.

 

2. Usuń jak najszybciej

Tak to prawda, że warto usunąć kleszcza jak najwcześniej. Ale nie martwmy się tak bardzo! W przypadku boreliozy, bowiem, do zakażenia dochodzi najwcześniej po 12 h posiadania kleszcza w skórze, a zasadniczo najczęściej dopiero 24 h. Przypadki zakażeń po 12 h są niezbyt dobrze udokumentowane i lekarze, którzy je stwierdzili sami przyznają, że wywiad z pacjentami nie był do końca pewny. I tu właśnie jest największy kłopot. Wszelkie powikłania boreliozy są głównie skutkiem braku wiedzy o tym, że kleszcz był i w związku z tym poszukiwania innych przyczyn objawów przez lekarzy. Jak wyjąć kleszcza? Te, które atakują ludzi są zwykle zbyt małe, by móc zrobić to bez narzędzi. Osoby wprawione w operowaniu pęsetą mogą jej użyć (ja tak robię, ale jestem chirurgiem), jednak trzeba uważać, by kleszcza nie zgnieść lub nie rozerwać. Dlatego polecam gotowe urządzenia z apteki – firma, nazwa itp. nie ma znaczenia. Pod żadnym pozorem nie polewajcie, nacierajcie, posypujcie niczym kleszcza! To może tylko spowodować infekcję rany, a na pewno nie poskutkuje. Po usunięciu pajęczaka należy przetrzeć rankę płynem odkażającym – najlepiej octeniseptem, ale może być betadyna lub po prostu spirytus. Woda utleniona owszem fajnie się pieni i ładnie czyści z brudu, ale nie ma działania przeciwbakteryjnego, więc się tu nie przyda.

Jest jeszcze druga choroba, którą w naszym klimacie można zarazić się od kleszczy – odkleszczowe zapalenie mózgu. Stwierdzono cechy infekcji wirusem wywołującym tę chorobę już po 4–6 h od ukąszenia. Jest to jednak choroba rzadka – zapadalność 0,73 na 100 000 mieszkańców, trochę wyższa w rejonach endemicznych (obecne województwo podlaskie i cześć warmińsko-mazurskiego). No i jest na nie szczepionka.

 

3. Czy jest sens badać kleszcza?

Badanie kleszcza na obecność bakterii typu Borelia jest obecnie szeroko reklamowane, jako panaceum na lęk przed tą (uleczalną!) chorobą. Z wielu artykułów „krzyczy” – wyklucz boreliozę jednym prostym badaniem. Wszystko pięknie, badanie kosztuje 200–300 zł od kleszcza. Biorąc po uwagę naszą tegoroczną leśną wyprawę i po 2 kleszcze u trojga z nas (pomimo stroju i środków odstraszających te pajęczaki) musiałabym wydać 1200–1500 zł.

I teraz wyobraźmy sobie sytuację, że te pieniądze wydaję, badam kleszcze i wyniki są ujemne. I co wtedy? Cieszę się i nie obserwuję skóry. A jeśli przegapiłam jakiegoś małego kleszczyka i on jednak był zakażony i nas zaraził? Przegapiam rumień i ląduję sama lub z dzieckiem u lekarza w momencie, gdy pojawią się objawy zapalenia stawu. Lekarz pyta o kleszcze, a ja mu na to, ze nie, bo wszystkie badałam i były czyste! No to doktor nie bierze boreliozy pod uwagę i szuka dalej. A bakterie niszczą staw i atakują układ nerwowy itp. Kiepsko, co?

Sytuacja odmienna. Badam kleszcze i mam wynik dodatni! I co? Przede wszystkim się martwię, co może prowadzić do problemów z sercem lub wrzodów... Lecę do lekarza i co? I niestety wiele osób w tej sytuacji wymusza przepisanie antybiotyków. Tylko czy serio jest sens faszerować siebie, a tym bardziej dziecko antybiotykiem przez 4 tygodnie, gdy pewności, ze jest zakażenie nie ma żadnej? Nie ma! Antybiotyki nie są obojętne dla organizmu. Niszczą florę jelit i dróg rodnych, co obniża odporność i może dodatkowo skutkować zakażeniami grzybiczymi. Do tego budujemy oporność innych bakterii na antybiotyki. Leczyć trzeba chorobę realną, a nie wyimaginowaną.

 

4. No to, co robić po usunięciu kleszcza?

Obserwować! U ponad 80% osób, które się zaraziły po 2–4 tygodniach (zdarzyło się, że 6, więc tyle trzeba być czujnym) wystąpi rumień wędrujący. To takie zaczerwienienie w okolicy miejsca, gdzie był kleszcz (może być ciut obok), które w ciągu kolejnych dni jaśnieje w środku i zaczerwienia się bardziej na zewnątrz. Gdy się pojawi, trzeba iść do lekarza i wziąć antybiotyk (odpowiedni dla chorego – dorosły otrzyma zwykle doksycyklinę, dziecko amoksycylinę). Czas przyjmowania leku to 4 tygodnie. I dopiero wówczas warto sprawdzić przeciwciała przeciw Borelii. Wcześniej wynik będzie ujemny, bądź niejednoznaczny. Jeśli przeciwciała będą dodatnie to w drugim badaniu oznacza się ich miano (czyli ilość) i w kontroli sprawdza się, czy spada poziom tych w klasie IgM – pokazujących czynne zakażenie. Przeciwciała w klasie IgG pozostaną na długo, może i na zawsze w naszym organizmie, jako wskaźnik przebytej infekcji.

Czasem rumienia nie ma. Mogą wystąpić objawy grypopodobne i nic więcej. Wówczas można „przegapić” początek choroby. W drugim jej etapie występuje zapalenie stawu. Zwykle jednego (np. kolana), ale bywa, ze kilku. Jest ból, obrzęk, może być zaczerwienienie. Jeśli macie takie objawy idźcie do lekarza i od razu mówcie, że mieliście kleszcza. Jeśli pojawi się u was zapalenie stawu/ów też zawsze bierzcie pod uwagę, że mógł to być kleszcz, choć o nim nie wiecie! To bardzo ważne, bo trzeba wziąć pod uwagę boreliozę. Jeśli ona jest przyczyną to wczesna antybiotykoterapia wyleczy tę chorobę zanim dojdzie do uszkodzenia chrząstki stawowej i powikłań ze strony innych układów, najczęściej nerwowego. Zwykle wystarczy antybiotykoterapia doustna, choć u dzieci czasem lekarze decydują się na leczenie dożylne w szpitalu.

Jeśli z różnych przyczyn przegapiono i ten etap (łatwo np. u chorych z innymi zapaleniami stawów – RZS, łuszczyca itp. lub gdy trwało krótko i „przeszło samo”) mogą wystąpić objawy ze strony układu nerwowego – bóle głowy lub porażenia nerwów obwodowych np. twarzowego. Są one nadal całkowicie wyleczalne, jeśli pomyśli się o boreliozie. W tym wypadku częściej wybiera się leczenie szpitalne.

Groźniejsze, acz rzadkie są objawy infekcji układu krążenia – zapalenie mięśnia sercowego lub wsierdzia, objawiające się najczęściej zaburzeniami rytmu lub przewodnictwa serca. Tu leczenie jest szpitalne i nadal skuteczne.

Dopiero forma przewlekła daje nie do końca odwracalne powikłania. Najczęściej dochodzi do zanikowego zapalenia skóry, głównie na nogach. Może wystąpić przewlekłe zapalnie stawów, ale o przebiegu dużo łagodniejszym niż np. RZS. Oraz tak zwana neuroborelioza z polineuropatii (zaburzeń czucia i porażenia małych nerwów obwodowych), zapalenia korzeni nerwów z zespołami bólowymi oraz zaburzeń poznawczych i pamięci. Na tym etapie antybiotykoterapia również przynosi efekty i jest wręcz konieczna, ale tkanki, które już zostały uszkodzone nie zdołają się całkowicie zregenerować. Dlatego tak ważne jest, żeby w przypadku jakichkolwiek z w/w objawów brać pod uwagę boreliozę.

 

5. Jeszcze słów kilka o odkleszczowym zapaleniu mózgu

Jak pisałam to rzadka choroba, a na dodatek u ponad 70% zarażonych występują jedynie objawy grypopodobne i najczęściej nawet nie wiedzą, że chorowali na chorobę odkleszczową. U pozostałych chorych dochodzi do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych lub mózgu. Objawy (silne bóle głowy, gorączka, złe samopoczucie) u większości mijają po 2–3 tygodniach. U niewielkiej części chorych mogą przez jakiś czas jednak utrzymywać się objawy neurologiczne – niedowłady, zaburzenia czucia, czy pamięci. W pojedynczych przypadkach zaburzenia neurologiczne nie ustępują całkowicie. Zdarzają się też niestety przypadki śmiertelne – 2 przypadki rocznie w naszym kraju, głównie u osób starszych i chorych.

Ryzyko zachorowania, a tym bardziej ciężkiego przebiegu jest niskie. Niemniej jednak należy pamiętać, że można się zaszczepić. Szczepienie jest odpłatne i należy wykonać je zimą, a najpóźniej wczesną wiosną. Obejmuje ono 3 dawki, ale już 2 zabezpieczają przed zakażeniem. Po wszystkich trzech szczepieniach należy, co 3 lata stosować jedną dawkę przypominającą szczepionki.

 

6. Inne choroby odkleszczowe

Co jakiś czas obserwuję w sieci „sensacyjne” informacje o zakażeniu inna chorobą odkleszczową. Owszem pajęczaki te mogą przenosić inne choroby, ale są one u nas niezwykle rzadkie i generalnie nie powinniśmy się ich obawiać. I tak:

Tularemia 30 przypadków na rok w Polsce, dająca objawy zakażenia dróg oddechowych i zapalenia płuc – występuje najczęściej poprzez zarażenie się krwią chorych zwierząt (rolnicy, weterynarze, pracownicy ubojni itp.), a nie od kleszcza.

Erlichiozy – 4 przypadki na rok – prawdopodobnie po powrocie z Ameryki północnej.

Babeszjoza – 1 przypadek w roku 2017, też z zagranicy.

Dur powrotny, kleszczowa gorączka Kolorado, cytaukszoonoza, gorączka plamista Gór Skalistych, Porażenie kleszczowe – USA, u nas nie występuje.

I pewnie jeszcze kilka innych, które w Polsce nie występują, ale tworzą atmosferę grozy, co niestety podbija „czytalność” portalom internetowym.

 

Podsumowując, chrońmy się przed kleszczami odpowiednio się ubierając do lasu, stosując środki odstraszające itp. Bądźmy czujni i usuwajmy wszystkie pajęczaki. Obserwujmy, czy nie mamy objawów choroby odkleszczowej i zawsze bierzmy pod uwagę, że jakiegoś kleszcza mogliśmy przegapić. Te zasady z dużą doza prawdopodobieństwa ochronią nas przed jakimikolwiek powikłaniami. Mam nadzieję, że was trochę uspokoiłam i wskazałam właściwą drogę w gąszczu wielu mylnych informacji.

Autor http://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/ Zawsze marzyłam o rodzinie. O trójce dzieci i domu pełnym gwaru i miłości. Robiłam co mogłam by spełnić to marzenie. Łatwo nie było, ale końcu znalazłam swoje dzieci. Nie z krwi, ale z duszy i serca. Nie urodzone przeze mnie, ale jestem pewna, że dla mnie. I wtedy dopiero zaczęło się życie. Adopcja to cud.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję