Nie uważam bynajmniej, że krzyczenie „Jak pięknie” na trzy nierówne kreski czy owacje na stojąco za postawienie klocka na klocku przynoszą jakiekolwiek korzyści. Co to, to nie! Jednak obserwując dzieci w szkole, przedszkolu i na ulicy spotykam dużo takich, których poczucie własnej wartości pozostawia wiele do życzenia. I nawet ten nieszczęsny „Piękny obrazek” jest lepszy niż: „Daj mi spokój”, „Nie przeszkadzaj”, „Nie widzisz, że jestem zajęta” czy wręcz „Co mi tu za głupoty pokazujesz”. Nie bywa tak? No właśnie. Słyszeliście zapewne coś podobnego…
Moje dzieci po adopcji potrzebowały pochwał jak wody! Bez nich nie zdołałabym tak szybko wyciągnąć ich z emocjonalnej przepaści i zbudować w nich poczucia własnej wartości nie tyle wysokiego, a niezachwianego! Dlatego uważam, że dzieci chwalić trzeba. Ale jak? Jak to zrobić, by to budowało, a nie burzyło?
No tak, jeśli powiemy „piękny obrazek”, a kolega/nauczyciel/”dobra” ciocia ocenią go jako bazgroły to dziecko poczuje niesamowitą frustrację. Albo przestanie nam ufać, albo poczuje się mniej warte. Jeśli będziemy chwalić wszystkie czyny naszego potomka to może poczuć się zbyt niezwykłym. A z wysokiego piedestału niestety szybko i boleśnie się upada. Wydaje mi się jednak, że znalazłam sposób, by wilk był syty, a i owca cała!
Przede wszystkim chwalę dzieci za starania i wysiłki, a nie za efekty. Świetna sprawa w świecie, w którym tych jakże ważnych aspektów prawie nikt nie ocenia! Nawet jak się zapomnę i powiem „Pięknie się dzisiaj starałeś” to nie wyjdzie to tak źle, prawda? I raczej nikt dziecku nie powie, że to nieprawda, bo niby skąd miałby o tym wiedzieć.
Nie chwalę za oczywistości. Chwalenie za umiejętności, które dziecko posiada już od dawna sensu nie ma żadnego. Jakbyśmy się poczuli, gdyby np. mąż pochwalił nas, za piękne obranie ziemniaków? Albo lepiej żona męża za parkowanie.
Ja bym się łagodnie mówiąc rozgniewała.
Gdy już chwalę dzieci, robię to w swoim własnym imieniu! W ogóle zaczynanie zdania od „Ja” w relacji z dzieckiem (czy kimkolwiek innym) jest świetnym sposobem na panowanie nad swoim językiem, a nawet emocjami. Sami spróbujcie na kogoś nakrzyczeć zaczynając zdanie od „Ja”. To bardzo trudne i do tego zawsze brzmi dużo łagodniej. Podobnie jest z pochwałami. Wróćmy do naszego „pięknego obrazka”. Jeśli zaczniemy zdanie od „Ja” to zabrzmi ono o wiele lepiej: „Ja uważam, że to piękny obrazek”. Ja! Nie koleżanka, nie nauczyciel, nie ciocia. To tylko moje zdanie. Inni mogą mieć swoje. Tylko co to obchodzi naszego malucha? Mamie (tacie) się podoba, a reszta znaczenia dla kilkulatka specjalnie nie ma. Takie formułowanie pochwał daje dwa dobre efekty. Po pierwsze zwiększa poczucie bezpieczeństwa i akceptacji, co w linii prostej zmierza do poprawy samooceny i poczucia własnej wartości. A po drugie dopuszcza możliwość krytyki. Tak, ktoś inny może mieć na ten temat swoje zdanie, całkiem odmienne od nas, bo ma do tego prawo. Naszemu dziecku też może nie podobać się dzieło koleżanki czy rodzeństwa. Nie wpływa to jednak na wartość twórcy, bo osoba dla niego ważna wyraziła opinię pochlebną. Z czasem nasze zdanie będzie dla dziecka coraz mniej ważne, ale tak naprawdę nigdy nie stanie się bezwartościowe. Nasze dobre słowo zawsze będzie dla niego tą iskierką w tunelu nawet wtedy, gdy inni otoczą je pogardą. Ale będzie tak tylko wtedy, gdy będzie się po nas spodziewało akceptacji, ale i szczerości!
Dlatego nie chwalę pracy wykonanych „na odwal” – szybko, niestarannie, bez ładu i składu. I tu wracamy do początku, czyli starania i wysiłku. Mój syn ma 5 lat. Pięknie czyta. Niesamowicie opowiada. Świetnie liczy. Jest sprawny fizycznie. Ale rysuje i koloruje fatalnie. Ćwiczymy motorykę małą na wszelkie sposoby, ale idzie opornie. I bywa tak, że siedzi nad kolorowanką 40 min i stara się jak może, a i tak wyjeżdża sto razy za linię i nie domalowuje części obrazka. I wtedy go chwalę. Za to innego dnia macha kredką byle jak przez 3 minuty i mówi, że skończył. Efekt często nie odbiega specjalnie od tego poprzedniego. Ale pochwały nie dostanie, bo się nie starał.
Warto poćwiczyć sobie takie chwalenie, bo często, gdy sytuacja zaistnieje emocje wyłączają nam głowę i znów z ust wyrywa się tylko „Brawo”. Sama robię to czasem wieczorami. Przyglądam się pracom moich dzieci wywieszonym na naszej domowej tablicy, albo wspominam ich osiągnięcia z ostatnich dni i układam sobie w głowie zdania, które mogłabym im powiedzieć. „Moim zdaniem ten kurczak wyszedł ci świetnie”, „Myślę, że bardzo się postarałaś pisząc to dyktando”, „Bardzo się cieszę, że potrafisz już sama zawiązać buty”, „Jestem dumna z ciebie, bo spędziłaś nad tą praca dużo czasu”, „Dla mnie wygrałaś ten konkurs, bo nauczyłaś się niesamowicie trudnego wiersza”…
Spróbujcie sami! I chwalcie dzieci na zdrowie!