[Asia Śmieszek – Tatento.pl] To pytanie pada często, ale dlaczego piszesz o zarządzaniu czasem tylko dla kobiet? Czy mężczyźni nie czują się dyskryminowani?
[Pani Swojego Czasu] Nie wiem, być może się czują :) Ale jak sprzedajemy buty na płaskim obcasie, to czy nie czują się dyskryminowani Ci, którzy chcieliby jednak na wysokim? Nie tworzę swoich treści, produktów i usług dla kobiet dlatego, że mam taką fanaberię, lecz dlatego, że taka jest realna potrzeba i czuję, że bardziej chcę wzmacniać kobiety w tym, co mam im do przekazania.
Czy od zawsze dobrze radziłaś sobie z organizacją i planowaniem?
Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co większość ludzi uważa za dobrą organizację – czyli wyrabianie się ze wszystkim na czas, odhaczanie zadań z listy itp. – to tak – zawsze byłam świetnie zorganizowana. Jeśli jednak popatrzymy na zarządzanie sobą w czasie tak jak ja do tego zachęcam, czyli bycie świadomym swoich celów, marzeń i planów, to nie – bardzo długo miałam z tym problem, bo bardzo długo realizowałam cudze cele, a nie swoje.
Kiedy rodzi się dziecko, czas wydaje się kurczyć – jak sobie z tym poradzić?
Zaakceptować. Jak się wychodzi za mąż, to się ma nagle obcego człowieka obok w łóżku, jak się wyjeżdża za granicę, to nikt nie mówi w Twoim ojczystym języku, a jak zaczynasz uczyć się jeździć na nartach, to musisz się kilka razy wywrócić. Pierwsze co trzeba zaakceptować to fakt, że teraz będzie inaczej i nigdy już nie wróci się do tego stanu, który był wcześniej. Ten czas już minął, tyle.
Sama masz dwóch synów – jak z mężem ogarniacie pracę i wychowanie dzieci?
Tak jak możemy i na tyle, na ile dajemy radę :) Czasami się zastanawiam jak mam odpowiedzieć na takie pytania, bo wiecie – wychowywanie dzieci to nie jest jedno zadania, które planujemy na poniedziałek od 16:00 do 16:30. Wychowywanie dzieci to jest po prostu życie z nimi – pokazywanie im swojego świata i wkraczanie w ich świat. W świecie moim i męża praca zawsze była, bo każde z nas robi to, co lubi i chcemy mieć na to czas. Elementem wychowywania naszych dzieci jest pokazanie im, że praca też jest ważnym, fajnym i ciekawym elementem w życiu człowieka i można się nią cieszyć i czerpać z niej radość. Ale – nie jest to jedyny element w życiu.
Twój syn, Jaś, choruje na cukrzycę typu 1, jak to wpłynęło na Wasze życie na rożnych poziomach? Jak rodziłaś sobie, kiedy dowiedziałaś się o chorobie? To pewnie wymagało całkowitego przeorganizowania życia?
Owszem – wymagało to totalnej reorganizacji i takiego stopnia zdyscyplinowania, jakiego nie doświadczyłam nigdy w życiu. Dość powiedzieć, że Jaś musi co 3 godziny mierzyć poziom cukru i w ciągu dnia robi to samodzielnie, ale jest jeszcze na tyle mały, że w nocy robimy to my. Czyli co każdej nocy o 22:00, 1:30 i 4:30 nad ranem ktoś z nas musi wstać i zmierzyć dziecku poziom cukru we krwi. Jak jest OK, to idziemy spać, jak nie jest OK, to albo podajemy mu coś słodkiego, albo podajemy korektę z insuliny. I tak jest KAŻDEJ nocy. Nie ma znaczenia jak bardzo jestem zmęczona, czy się źle czuję, czy mam doła i czy mi się nie chce. Od tego zależy zdrowie i życie mojego syna, więc nie ma dyskusji. A to tylko czubek góry lodowej, jeśli chodzi o ilość zmian, jakiej doświadczyliśmy w życiu.
Kiedy mamy dziecko o większych potrzebach, to pewnie też wymaga większego „ogarnięcia”. Czy to było dla Ciebie duże wyzwanie?
I tak, i nie. Owszem – cała zmiana była dużym wyzwaniem, musiałam się nauczyć miliona spraw technicznych związanych z chorobą Jaśka, przeliczania wymienników na insulinę, dawkowania, zmiany wkłuć itp., ale z drugiej strony, było to dla mnie spore wyzwolenie, bo w końcu dałam sobie przyzwolenie na to, żeby być w domu, być z rodziną i faktycznie czuć życie rodzinne, zamiast jeździć z miasta do miasta, jak to robiłam do tej pory.
Wydałaś książkę o zarządzaniu czasem – pojawiło się sporo recenzji. Niektóre z nich zarzucały Ci, że w książce nie ma niczego odkrywczego, żadnego „magicznego tricku” który sprawi, że nagle się zorganizujemy. Jak się do tego odnosisz?
Zgadzam się z tym. Gdybym znalazła magiczny trik na to, żebyśmy wszystkie miały więcej czasu, już dawno byłabym miliarderką. Najtrudniejsze w organizacji nie jest zdobycie wiedzy na ten temat, ale wdrożenie jej w życie. I „wygrywają” tylko Ci, którzy tak robią. Jeśli ktoś mi zarzuca, że przeczytał mnóstwo książek i z mojej nie dowiedział się niczego nowego, to zastanawiam się po jakiego grzyba ją kupował :)
Pracujesz całkowicie na własny rachunek. Z czym miałaś największy problem podczas zakładania swojego biznesu? Czy może takiego problemu nie było?
Zakładałam swoją własną działalność gospodarczą prawie 12 lat temu, więc szczerze mówiąc nie pamiętam, co było trudne na początku. Tym bardziej, że co jakiś czas robiłam coś innego (choć wszystko w ramach swojej firmy). Najwięcej trudności sprawiło wyjście z cienia, pokazanie swojej twarzy i powiedzenie wszystkim „to ja za tym stoję”. Dopóki jesteś podwykonawcą, dopóty jesteś jakimś tam trenerem, jednym z wielu. W momencie, gdy stawiasz na siebie i na swój wizerunek tracisz tę tarczę ochronną.
Piszesz, że starasz się pracować góra 6 godzin dziennie. Kiedyś pracowałaś dużo więcej – jak doszło do tej zmiany? Co było powodem?
Powodem zmiany była choroba mojego syna. Diagnoza Jaśka bardzo wyraźnie pokazała mi, że gonię króliczka i nic z tego nie mam. Pracowałam bardzo dużo, w świątek, piątek i niedzielę. I nawet nie pracowałam na swoje nazwisko! Teraz wolę pracować mniej, ale przynajmniej wiem, że pracuję na siebie i swój dorobek. Oczywiście bardzo pomaga fakt, że zarabiam obecnie dużo więcej :).
Czy zdarza Ci się słyszeć zarzuty (w tym innych kobiet), że na pewno „masz łatwiej”, bo nie chodzisz do „normalnej” pracy (tak bywa postrzegane blogowanie) i dlatego masz czas?
Blogowanie stanowi jakieś 5-10% mojej pracy. Ale bynajmniej nie twierdzę, że mam trudniej. Oczywiście, że mam łatwiej niż ratownik medyczny, nauczyciel w przedszkolu, czy pracownik hospicjum! Ja wcale nie zaprzeczam. Ale też nie zgadzam się na to, żeby podważać moje dokonania tylko dlatego, że mam łatwiej, niż ktoś, kto haruje 12 godzin na dobę. Bardzo lubimy porównywać siebie do innych i pokazywać sobie jak to mamy trudno w życiu, bo dzięki temu możemy elegancko się usprawiedliwiać, że nam się należy więcej. To co? Ja mam się teraz licytować z tymi, co mają normalną pracę i przekrzykiwać się, że to jednak one mają łatwiej, bo ja mam nieuleczalnie chore dziecko, a one nie? Przecież to do niczego nie prowadzi! Masz to, co masz i jesteś tym, kim jesteś! Nie ma sensu sprawdzać jak mają inni i jak się z tym mają, tylko zastanowić się co Ty możesz zrobić z tym, co Tobie jest dane.
Piszesz też o tym, że kobiety robią absolutnie wszystko, biorą na siebie obowiązki domowe. Rzeczywiście często wielu z nas taki model wydaje się naturalny. Z czego to wynika? Jak to zmienić?
Najczęściej z wychowania. W naszej rodzinie i w rodzinie naszego partnera. Żyjemy w XXI wieku, ale nasze mamy i ciotki wciąż cieszą się, że w rodzinie są dziewczynki, bo mama będzie miała pomoc od córek. Dzieci są wyręczane w obowiązkach domowych, a potem się dziwimy, że oczekują od swoich mam obsługi w domu. Ja dostaję maile od kobiet, które swoich 16 letnich synów pakują na wakacje „bo jak tego nie zrobię, to on nie zabierze odpowiedniej ilości majtek”. No i co z tego, że nie zabierze? To on będzie chodził w brudnych gaciach, a nie my! Zmianę jak zawsze zacznij od siebie – uświadom sobie, że dom to nie 4 ściany, ale pewna wspólnota, na którą składają się wszystkie osoby, które tam mieszkają. Jak wszyscy bałaganią, to wszyscy sprzątają. Jak wszyscy jedzą, to wszyscy gotują, albo zmywają, albo szykują posiłek. Im wcześniej kobiety zobaczą, że same sobie szkodzą robiąc wszystko za wszystkich, tym lepiej dla nich.
Dlaczego delegowanie obowiązków jest tak ważne? I jak sądzisz – czemu kobiety o tym zapominają?
Bo paradoksalnie – lubimy mieć władzę. Jeśli moją jedyną przestrzenią do podejmowania decyzji jest mój dom, to oczywiste jest, że to ja będę podejmować decyzje co będziemy jeść, jak ma być posprzątana łazienka i kiedy mają być wyniesione śmieci. Kobiety bardzo często by chciały dzielić się obowiązkami, ale pod warunkiem, ze ich partner, albo dzieci wykonają te obowiązki dokładnie tak samo jak one. A dzielenie się obowiązkami, to dzielenie się odpowiedzialnością i konsekwencją, czego efektem może być to, że ktoś widzi wykonanie danego zadania zupełnie inaczej, niż my.
Czy jest jakiś typ „zorganizowanej kobiety”? Wydaje mi się, że jest takie skojarzenie, że zorganizowana kobieta wie, co będzie robiła za 3 miesiące, ma w szafie równo poukładane koszulki, lśniące podłogi i żadnego okruszka na blacie kuchennym i pasjami prasuje ręczniki. A Ty mówisz, że buntujesz kobiety… O co w tym chodzi?
Nie ma jednego typu zorganizowanej kobiety, bo każda z nas organizuje się na swój sposób. Często widzę ten stereotyp, gdy umawiam się z kimś na wywiad – dziennikarze oczekują, że przyjdzie do nich taka perfekcyjna pani domu – w garsonce, poukładana i od linijki. A przychodzę do nich ja – Budzyńska w nieuprasowanej koszuli (bo nie prasuję ubrań), z rozwianym włosem i kolorowych trampkach (bo nie znoszę obcasów), mówiąca „dupa” i śmiejąca się na cały głos. Zorganizowana jesteś wtedy, gdy realizujesz swoje cele. Bez względu na to, jakie by one nie były.
Czy możesz powiedzieć, jaki jest pierwszy krok, który musimy wykonać, jeśli chcemy lepiej zarządzać czasem?
Zapytać samą siebie po co Ci lepsze zarządzanie sobą w czasie? Po co Ci więcej czasu? Żeby wykonać jeszcze więcej obowiązków? Serio? Chcesz umrzeć z radością na twarzy, bo w życiu zrealizowałaś wszystkie swoje obowiązki? Chyba nie, co?
Myślę, że to dobry początek. Bardzo dziękuję za wywiad.
Dziękuję.