Po co nam Facebook?
Moja relacja z Facebookiem jest skomplikowana. Z jednej strony: jest bardzo przydatny i właściwie niezbędny do komunikacji ze znajomymi – w tym celu mam konto, ale nie uaktualniam go często, prawie nie wrzucam zdjęć. Nie mam takiej potrzeby. Zdjęciami z wakacji mogę podzielić się ze znajomymi (tak, macie racj, w sumie nikt nie specjalnie się nie doprasza, żeby jest zobaczyć).
Poza tym zawsze robiłam mało zdjęć. Kiedy wyjeżdżaliśmy gdzieś z mężem, skupialiśmy się na chłonięciu wrażeń: siedzeniu w holenderskiej kafejce, na podziwianiu zabytków we Włoszech lub norweskich fiordów. Do zdjęć się nie wraca, często giną na komputerowym dysku. Zostają wspomnienia.
To jest coś, czego uczyli mnie rodzice – jedyne co jest trwałe w naszym życiu to, co przeżyliśmy i to, czego się nauczymy. Wszystkie materialne rzeczy można nam zabrać i zniszczyć. Nikt nie zniszczy tego, co mamy przy sobie.
Dlaczego udostępniamy zdjęcia naszych dzieci?
Dzieci są słodkie. Podzielenie się ze znajomymi zdjęciem uroczego bobasa jest kuszące, bo jesteśmy dumni, chcemy się chwalić. Poza tym – takie zdjęcie to gwarant dużej ilości lajków. To pociągająca myśl. No i właściwie – czemu nie? Jest kilka powodów.
Ja nie udostępniam prawie swoich zdjęć i podobne podejście do prywatności mam w stosunku do dziecka. Spędzamy z nim dużo czasu, staramy się poświęcać mu 100 procent uwagi, nie przerywamy tego robieniem zdjęć. To nie tak, że nie mamy fotografii naszego dziecka – mamy ich sporo, szczególnie z okresu prawdziwego szaleństwa zaraz po narodzinach, kiedy fotografowaliśmy każdy uśmiech. Ale żadnego z ich nie udostępnialiśmy.
Lubimy je oglądać sami – sprawia nam to radość ale jednocześnie zakładam, że jeśli mam kilkuset znajomych, a większość z nich nie ma dzieci, to niekoniecznie chcą oglądać codziennie dostawę zdjęć mojego dziecka.
Pamiętam, że nie rozumiałam ludzi, którzy wrzucali zdjęcia dzieci na Facebooka w hurtowych ilościach. Teraz rozumiem o co chodzi – nasze dziecko wydaje nam się idealne i najpiękniejsze, chcemy się tym dzielić z całym światem. Warto jednak przy tym uważać.
Bezpieczeństwo i regulamin Facebooka
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo – wrzucając zdjęcie na Facebooka tracisz nad nim kontrolę. Kiedy zakładamy konto na FB, musimy zaakceptować regulamin serwisu, jest w nim taki ustęp:
„W przypadku treści objętych prawem własności intelektualnej (IP, ang. intellectual property), takich jak zdjęcia i filmy, użytkownik przyznaje nam poniższe uprawnienia zgodnie z wprowadzonymi przez siebie ustawieniami prywatności i ustawieniami aplikacji: użytkownik przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich treści objętych prawem własności intelektualnej publikowanych przez niego w ramach serwisu Facebook lub w związku z nim (Licencja IP). Licencja IP wygasa wraz z usunięciem przez użytkownika treści objętych prawami własności intelektualnej lub konta, o ile treści te nie zostały udostępnione innym osobom, które ich nie usunęły.”
[źródło: https://www.facebook.com/legal/terms/update]
Oznacza to mniej więcej tyle, że z chwilą publikacji zdjęcia tracimy do niego prawo – zdjęcia nasze i naszych dzieci stają się własnością serwisu: Facebook może je wykorzystywać zgodnie z własnym uznaniem. Dlatego nie publikuję moich zdjęć, a tym bardziej zdjęć mojego dziecka.
Jeśli ktoś wykorzysta zdjęcie bez naszej wiedzy, możemy dochodzić swoich praw, ale w praktyce jest to bardzo trudne.
Etyczność?
Pamiętacie sytuacje, kiedy byliście nastolatkami i wasze zdjęcie z wczesnego dzieciństwa zobaczyli Wasi znajomi? Albo rodzice wyciągnęli je na jakimś spotkaniu rodzinnym, albo pokazali dziewczynie/chłopakowi? Zazwyczaj nie są to przyjemne doświadczenia.
Co w takim razie będą czuły dzieci, których najróżniejsze zdjęcia są udostępniane przez rodziców? Nie wiem, może do tego czasu świat się zmieni, bo tych zdjęć jest z każdym dniem coraz więcej. Z drugiej strony: za granicą zdarzały się sytuacje, gdy dzieci wytaczały swoim rodzicom proces o zniesławienie, właśnie z powodu zdjęć, które udostępnili w mediach społecznościowych.
W zeszłym roku osiemnastoletnia Austriaczka wytoczyła swoim rodzicom proces o zdjęcia z Facebooka. W sumie na ich profilach było ich kilkaset. Przedstawiały ją także w intymnych sytuacjach. Dziewczyna może wywalczyć tylko wymuszenie na rodzicach skasowania fotografii. Ale nie odzyska nad nimi kontroli – nie wiadomo, czy ktoś tych zdjęć nie skopiował. I tu pojawia się innych problem.
Nawet jeśli udostępniamy zdjęcia tylko znajomym, a nie publicznie, to nigdy nie mamy pewności, czy ktoś tych zdjęć nie zachowa i nie udostępni. Pewnie szanse nie są duże, ale po co ryzykować.
Jest jeszcze jedna sprawa – prawo do ochrony wizerunku. Ma je każdy człowiek – dziecko też. Zakładając, że nie wiem, czy mój syn (niedługo będzie miał 1,5 roku) ma ochotę na to, żeby jego zdjęcia były w internecie i nie mogę go o to zapytać, to po prostu tego nie robię. Z szacunku.
Każdy ma swój rozum i sam podejmuje decyzje. Takie jest moje zdanie na temat zdjęć mojego syna w internecie. Co Wy o tym sądzicie?