Kwestia kąpieli noworodka, a potem niemowlaka to prosta sprawa, choć czasem okazuje się, że tylko w teorii. Zalecenia są takie, żeby odroczyć pierwszą kąpiel i nie kąpać dziecka od razu po porodzie i nie naruszać jego naturalnej bariery ochronnej. Tak było u nas – nie wykąpano Młodego w szpitalu i jego pierwszy kontakt z wodą był odroczony. Dla nas to było OK, bo nie planowaliśmy często go myć – wiedziałam, że to niezdrowe. Tylko potem sprawy trochę się skomplikowały...
Czy codzienne kąpiele są potrzebne?
Nie. Noworodek ani mały niemowlak niespecjalnie się brudzą, no i mają bardzo delikatną skórę, a częste kąpiele naruszają warstwę lipidową. Dlatego np. w Skandynawii odradza się codzienne mycie malutkich dzieci. Spokojnie wystarczy przemywać buzię i oczka wacikiem, no i na bieżąco ogarniać „miejsca strategiczne”: czyli rączki i okolice intymne. Wiele też zależy od pory roku: latem dzieci bardziej się pocą niż zimą i wtedy też wymagają częstszego mycia. Podstawowa zasada jest taka, żeby jednak nie myc za często. Oczywiście dbamy o higienę pupy i pilnujemy, żeby nie było odparzeń.
Jaki środek do kąpieli wybrać?
Na pewno warto wybrać łagodny detergent do mycia i starać się go nie nadużywać (i rozcieńczać wodą przed aplikacjąbezpośrednio na skórę lub włosy). Można sprawdzić, czy będzie delikatny dla skóry dziecka czytając skład – tutaj są dwie podstawowe zasady:
1) im krótszy skład, tym lepiej
2) ważne, żeby składniki myjące były jak najłagodniejsze (czyli jeśli się da – dobrze kupiś płyn bez SLS-u)
Składniki kosmetyku na opakowaniu są uszeregowane zgodnie z ilością, w jakiej ich użyto – na płynach do mycia na pierwszym miejscu będzie „aqua” – bo najwięcej w nich wody. Na drugim zazwyczaj będzie „Sodium Laureth Sulfate” (albo Sodium Lauryl Sulfte) – to środki czynne odpowiadające za mycie, które sprawiają też, że płyn tak ładnie się pieni.
Niestety składniki z tego gatunku są dość agresywne i poważnie naruszają barierę hydrolipidową skóry. Niekoniecznie muszą szkodzić dorosłemu ze skórą normalną i bez większych problemów dermatologicznych, ale sprawa inaczej wygląda u malutkich dzieci. Takie środki mogą ją przesuszyć, warto więc czytać składy, bo chociaż na opakowaniu bywa napisane, że środek zawiera np. naturalne olejki, prawdopodobnie raczej ma w składzie przewagę SLS-u i nanoilości dobroczynnych składników. Lepiej więc kupić olejek w sklepie zielarskim albo sklepie ze zdrową żywnością. No i wcale nie musimy używać płynu albo mydła dedykowanego niemowlętom (chociaż wybór kosmetyków z dobrymi składami jest teraz duży i można je znaleźć w przystępnych cenach). Dobrym pomysłem może być kupienie mydła z dobrym składem, np. kastylijskiego lub marsylskiego.
Jest jeszcze sprawa emolientów, ale to grząski grunt – często bywają zalecane bezzasadnie i skóra się przyzwyczaja, a potem trudno z nich zrezygnować (a niestety bywają drogie). Zasada jest taka, że lepiej nie używać ich, jeśli nie ma ku temu powodów.
Przydatne gadżety
Do mycia nie trzeba wielu rzeczy. Dla mnie najważniejsza jest higiena, więc wszelkie zabawki z dziurką i słodkie kąpielowe kaczuszki mnie odstraszały (kiedy Młody zaczął się bawić w kąpieli, kupiliśmy zabawki łątew do czyszczenia i bez "dziurek"). Wystarczy wanienka. Albo wiaderko. Albo wcale nie – można poradzić sobie z samym brodzikiem albo wanną – to wersja dla zaawansowanych, ale takich ludzi też znam. U nas sprawdziła się zwykła wanienka plus podkładka z gąbki. Nasz syn nie lubił twardych powierzchni, więc nie było opcji, żeby nie położyć czegoś na dnie. Największy problem mieliśmy z utrzymaniem higieny – taka gąbka do siedlisko zarazków, dlatego mieliśmy dwie i wrzucaliśmy je codziennie do pralki na 60 stopni, a potem przerzuciliśmy się na ręczniki i pieluszki: dziecku było miękko i a nam łatwo było je prać.
Dlaczego myliśmy codziennie?
No właśnie – tutaj wyszła kwestia, że choć pierwotnie plan był inny, kąpaliśmy dziecko codziennie. Czemu? Okazało się, że kąpiele świetnie wyciszały go przed snem, relaksowały i mieliśmy pewność, że nasz nieodkładalny i wymagający syn podczas kąpieli będzie zrelaksowany i nie będzie płakał. Dlatego nawet nie rozważaliśmy opcji, żeby mu tego odmówić, choć przecież wcześniej byliśmy pewni, że nie będziemy bez sensu przesuszać mu skóry (a miał do tego tendencję).
Żeby zbyt częste kąpiele mu nie szkodziły, korzystaliśmy z płynu z dobrym składem w bardzo małych ilościach – dodawaliśmy go do kąpieli tylko dwa razy w tygodniu, bo w końcu trzeba czasem jakoś dziecko umyć. Co w pozostałe dni? Sama woda albo woda z olejem ze słodkich migdałów (używaliśmy go też zamiast oliwki). Dzięki temu wilk był syty i owca cała: dziecko zrelaksowane, a na skórze nie było smoczej łuski. :)
Nie zawsze da się zrealizować plan, ale zawsze można znaleźć kompromis i sensowne wyjście z sytuacji. Kiedy dziecko bardzo lubi się myć, czasem wystarczy butelka oleju migdałowego, żeby uratować sytuację.