Warto wiedzieć

Mój roczny syn został pobity

Wiem, to zdanie brzmi jak z tabloidu. Gdzie była w tym czasie matka (czyli ja)? Była obok, a właściwie krok za maluchem. Więc jak to się stało? Po prostu zabrakło mi wyobraźni.

Zasada ograniczonego zaufania

Jeśli macie prawo jazdy wiecie pewnie o zasadzie ograniczonego zaufania, którą stosujemy na drodze. W skrócie, zawsze zakładamy, że inny kierowca (np. ten, który jedzie przed nami) może zachować się nieodpowiedzialnie. Może nagle zahamować, może naruszyć przepisy, czasem jego reakcja może być opóźniona, ale naszą rolą jest brać to pod uwagę i nie zakładać nieomylności innych użytkowników drogi.

Teoretycznie wiedziałam to wszystko z kursu prawa jazdy. Teoretycznie to oczywiste, ale przypomniało mi się to dopiero, kiedy nie ochroniłam mojego rocznego dziecka przed przemocą, bo nie byłam w stanie

Nasz syn, czyli Kociełło jest odważnym i ufnym dzieckiem. Pozwalamy mu eksplorować otoczenie, wspinać się i swobodnie uczyć chodzić. Jest też dość wytrzymały i szybko się uspokaja, kiedy uderzy się lub skaleczy. Dużo z nim rozmawiamy, dużo tłumaczymy. Że ma prawo do uczuć, że kiedy go boli może płakać, że nie akceptujemy przemocy i nie można zadawać bólu, a kiedy jest zły, może to wyrazić w inny sposób.

Pewnie wielu rzeczy nie rozumie do końca, ale rozumie więcej każdego dnia. Dlaczego o tym piszę? Bo tytułowa sytuacja bardzo mnie zdziwiła. Ale jeszcze bardziej zdziwiła mnie reakcja rodziców chłopca, który uderzył mojego syna.

Przemoc

Chłopiec pchnął Kociełłę i kopnął między nogi. Mojego rocznego synka, który dopiero uczył się chodzić. Młody przewrócił się i spadł ze stopnia, na którym siedział, ale zdążyłam go złapać. Dlaczego temu nie zapobiegłam? Po prostu nie miałam pojęcia, że coś takiego może się wydarzyć.

Kociełło wspinał się na budowlę ze schodkami na placu zabaw, nie szukał kontaktu z tym chłopcem, nie zabrał mu zabawki, nawet go nie dotknął. Po prostu bawił się w promieniu dwóch metrów od niego. Kiedy chłopiec podbiegł do mojego syna i „pacnął” go w głowę poszukałam wzrokiem rodziców. Nie było ich, więc powiedziałam agresorowi, że jeśli coś mu się nie podoba, może to powiedzieć, a nie bić mojego syna. Nie chciałam uczyć Kota, że należy uciekać i unikać trudności albo że ktoś może przemocą zmuszać do czegokolwiek. Więc zostaliśmy tam, gdzie byliśmy, Młody wspinał się dalej.

Wtedy chłopiec podbiegł drugi raz. Kopnął siedzącego Kociełłę między nogi i zepchnął go ze schodka. Zdążyłam go złapać. Przytuliłam mojego syna i poczekałam, aż się uspokoi. Kiedy skończył płakać, podeszłam z nim do mamy chłopca. Zrobiłam to dyskretnie, żeby jej nie zawstydzać. Powiedziałam, że jej syn uderzył mojego i poprosiłam, żeby z nim porozmawiała na ten temat. I tu zaczęło się coś jeszcze gorszego.

Komunikacja

Żeby nie dopuścić do tej sytuacji musiałabym użyć siły fizycznej wobec cudzego dziecka. Złapać go za rękę albo odepchnąć. Nie zrobiłam tego. Nie osłoniłam mojego syna, bo nie przewidziałam takiej sytuacji. Nie przyszło mi do głowy, że dwuletni chłopiec, który po prostu stoi niedaleko, może zachować się w ten sposób. Totalnie się tego nie spodziewałam.

Kiedy to się stało byłam spokojna. Założyłam empatycznie, że pewnie chłopiec ma problemy z agresją i wyrażaniem złości, a dla jego rodziców to pewnie bardzo niekomfortowe. I zachowałam się tak, jak chciałabym być potraktowana, gdyby coś takiego niefortunnie przydarzyło się mnie. Chciałabym, żeby ktoś grzecznie poinformował mnie o zachowaniu mojego dziecka. Tyle.

Co się wydarzyło? Mama chłopca obruszyła się i powiedziała coś w guście „Chyba pani żartuje? O czym mam z nim rozmawiać? Przecież ma dopiero trzy lata. On nic nie rozumie, już nie pamięta, co się stało”. Okazało się, że na placu jest też ojciec chłopca, który szybko do nas podszedł i zarzucił mi, że jestem przewrażliwiona, wychowam mięczaka, kiedyś nikt tak nie chuchał na dzieci i było lepiej. A poza tym: ich syn nic nie zrozumie i właściwie dlaczego mają z nim rozmawiać, dzieci się biją i kopią i to normalne i przekonam się, kiedy moje dziecko pójdzie do przedszkola… Zatkało mnie.

Nie przewidziałam, że można tak myśleć. I chyba po prostu szkoda mi tego chłopca: rodzice mają go za głupka? Nie wiem, jak inaczej można to opisać. Kociełło ma rok i wydaje mi się, ze bardzo dużo rozumie. Potrafi włączyć zmywarkę, zna sekwencję przycisków i wie, że włączamy ją razem wtedy, kiedy jest załadowana. Podobne z windą i pralką. Pokazuje, gdy jest głodny. Rozumie też, kiedy mówimy, żeby nie szarpał taty za brodę i nie szczypał kuzynki, bo to boli. Ma nieco ponad rok. I to rozumie.

Nie chciałam nauczyć naszego syna, że należy się uginać pod groźbą przemocy i bać, dlatego po pierwszym ataku nie odeszłam gdzie indziej (niby dlaczego Młody ma kończyć zabawę z powodu agresora). Uznałam, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Teraz, gdy o tym myślę zastanawiam się, co mogłabym zrobić. Zmienić plac zabaw? Nauczyć syna się bronić? Niby tak, ale roczniak nie obroni się przed 3-latkiem… Chuchać na zimne? Może, ale nie chcę wychowywać Kociełły w strachu i braku zaufania do innych.

Jakie są z tego wnioski? Chyba nie ma żadnych. Sama nauczyłam się, że mogę starać się rozmawiać z moim dzieckiem i kształtować jego empatię, ale nie mam wpływu na innych ludzi i muszę zakładać, że może stać się coś złego. To trudna lekcja, bo muszę przyjąć, że inni mogą zrobić coś złego: mojemu synowi, mi, mojemu mężowi. I to zaakceptować. To naprawdę trudna nauka.

Czy zdarzyła się Wam podobna sytuacja? Jak sobie poradziliście?

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję