Jako że wyraziliśmy z mężem chęć adopcji trójki dzieci jednocześnie, ten dzień przyszedł dla nas niespodziewanie szybko. Już w połowie szkolenia adopcyjnego, gdy tylko przeszliśmy testy psychologiczne, nasi opiekunowie przekazali nam tę wspaniałą wiadomość – mamy dla was dzieci! Pokazano nam ich dokumenty, gdzie mogliśmy poznać ich imiona, wiek i datę urodzenia, dane okołoporodowych kart zdrowia oraz ocenę pediatry i psychologa. W przypadku naszych dzieci informacje były raczej zdawkowe, a ocena lekarska dość powierzchowna. Dla nas nie miało to jednak znaczenia. Gdy trzy dni wcześniej powiedziano nam, że to 2 dziewczynki i chłopiec, od razu pojechaliśmy zakupić pluszaki i samochód. I nie mogliśmy się doczekać spotkania.
Wyznaczono je na czwartek (dokładnie 3 lata temu). Wyszliśmy wcześniej z pracy, bo musieliśmy dojechać 120 km. Pod domem miała czekać na nas nasza opiekunka z ośrodka adopcyjnego. Dojechaliśmy na miejsce nieco przed czasem i czekaliśmy. A naszej pani ani widu, ani słychu. Zadzwoniliśmy i okazało się, że był wypadek i stoi w korku, nie wiadomo, kiedy dojedzie. Musieliśmy w tej sytuacji wejść sami. W gardle mnie ściskało, a mój mąż pobladł. Czuliśmy się tak, jak przed bardzo trudnym egzaminem, od którego wyniku zależy wszystko!
Przywitały nas sympatyczne nastoletnie dziewczyny i zaprowadziły do salonu, gdzie wraz z opiekunką Rodzinnego Domu Dziecka (RDD) czekały dwie prześliczne blondyneczki – 5,5 i 3 letnia. Starsza dość mocno zawstydzona, a młodsza – zaciekawiona. Przywitaliśmy się z wszystkimi, wręczyliśmy opiekunce kawę i słodycze dla wszystkich podopiecznych, a dziewczynkom maskotki.
„Zobacz Asiu, to jest słoń Szymek i on bardzo chce spać z tobą. A to Zuziu jest hipopotam Henio, który chce zostać z tobą” powiedziałam. Dziewczynki się rozpromieniły i uściskały zwierzaki. Potem dostaliśmy kawę i super smaczne ciasto, a dzieci bacznie się nam przyglądały. Postanowiłam zastosować starą i niezwykle skuteczną metodę ;). Na kota. Mój mąż trzymał telefon i pokazywał zdjęcia naszych kotków, a ja o nich opowiadałam. Po kilku minutach dziewczyny były już na naszych kolanach. Potem jedna z dziewcząt przyprowadziła nieporadnie stąpającego 1,5 rocznego chłopczyka. Gdy wręczyliśmy mu autko, od razu przewrócił je na dach i z zaczął z zapałem kręcić kołami.
Poszliśmy z dziećmi do ich pokoiku i bawiliśmy się. Mały głównie się po nas wspinał i rozrzucał wszędzie zabawki. Dziewczynki przynosiły kolejne rzeczy, a ja układałam na poczekaniu wesołe wierszyki, co wprawiało je w zachwyt. Robiliśmy też sobie zdjęcia i dzieci bawiły się naszym aparatem. Potem wszystkie po kolei skakały z kanapy wprost w nasze ramiona – było istne szaleństwo! Gdy pani z ośrodka adopcyjnego dotarła na miejsce tylko zajrzała do naszego pokoju i poszła pić kawę z Panią Aliną – opiekunką RDD.
Potem dzieci zjadły kolację i zostały wykąpane, a my przeczytaliśmy im bajkę na dobranoc i ucałowaliśmy do snu. Później posiedzieliśmy jeszcze z Panią Aliną i rozmawialiśmy o dzieciakach i o nas. Łowiliśmy wszelkie informacje, bo wiedzieliśmy, że ona zna dzieci najlepiej i to wszystko nam pomoże.
Gdy odjeżdżaliśmy, byliśmy pewni, że właśnie pierwszy raz ujrzeliśmy nasze dzieci, nasze trzy szczęścia. Ten dzień świętujemy, co roku, jako dzień urodzin naszej rodziny.