Uczeń

Jaka jest polska edukacja

Polski system edukacji nie nadąża za duchem czasu. Swoje funkcjonowanie opiera na pruskim modelu powstałym dwa wieku temu. Modelu, który od początku swojego istnienia miał służyć władzy do kontrolowania umysłów obywateli. Oświata oparta na takich podstawach ma wiele wad.

 

Jak funkcjonuje polskie szkolnictwo?

 

Szkolnictwo w Polsce zarządzane jest centralnie przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Pod MEN podlegają kuratoria oświaty, które realizują politykę edukacyjną państwa na terenie poszczególnych województw. Te nadzorują szkoły publiczne i prywatne. Do tego dochodzą jeszcze komisje egzaminacyjne i inne instytucje. Aparat biurokratyczny obsługujący taką machinę, w myśl prawa Parkinsona, ma tendencję do niepohamowanego rozrostu.  To generuje olbrzymie koszty. W roku 2013 wydatki państwa na edukację wynosiły niecałe 64 mld złotych. Ta kwota przypada na ponad 4 i pół miliona uczniów uczęszczających w roku szkolnym 2012/2013 do wszystkich typów szkół. Oznacza to, że wydaliśmy ponad 13,5 tys. zł na jedno dziecko. Tymczasem miesięczne czesne w prywatnych szkołach to wydatek od zaledwie kilkuset do półtora tysiąca złotych na miesiąc.

Ponadto podręczniki najczęściej wliczone są już w opłatę za edukację w prywatnych placówkach, w przeciwieństwie do szkół publicznych. Do tego dochodzą jeszcze zajęcia dodatkowe, takie jak basen czy więcej godzin nauki języka obcego, które nierzadko również zapewniają szkoły prywatne bez dodatkowych opłat, podczas gdy rodzice dzieci uczęszczających do państwowych placówek muszą za te zajęcia osobno zapłacić.

 

Prywatna edukacja to fikcja

 

Niestety na publiczne szkoły w Polsce każdy płacić musi. Nie jest to jednak jedyny przymus, jaki rząd nakłada na obywateli dotyczący spraw edukacji ich dzieci. Nawet szkoły prywatne muszą przyjąć odgórnie narzucony program nauczania oraz nie mogą posługiwać się podręcznikami innymi niż te, zatwierdzone przez MEN. Konsekwencją tych przepisów jest zrównanie większości szkół prywatnych do publicznych. W pewnym sensie nie ma czegoś takiego jak prywatna edukacja. Jest tylko publiczna edukacja w szkołach prywatnych lub państwowych.

 

Testy i egzaminy wbrew pozorom nie uczą

 

Narzucenie programu szkołom implikuje kolejny element układanki. Realizację tegoż trzeba bowiem jakoś sprawdzić. Stąd system egzaminowania i oceniania. Uczniowie muszą podchodzić do testów. Nauczyciele, by mieć pewność, że ich podopieczni opanowali materiał, sami wprowadzają swoje, najczęściej subiektywne, sposoby oceniania. Sprawdziany pisemne i ustne, stopnie, plusy i minusy, pochwały i nagany. Na każdym etapie nauki władza wymaga od nieletnich, by zdawali testy. Przez egzaminy takie każdy musi przejść po ukończeniu podstawówki oraz gimnazjum. Podejście do matury wieńczącej szkołę średnią nie jest przymusowe. Jednakże każdy, kto chce się dostać na studia, musi zdać państwowy egzamin maturalny. Cały proces edukacji w szkołach nastawiony jest więc na osiągnięcie wysokich wyników w testach. To wszystko powoduje, że postępowanie ucznia jest wartościowane, a w razie nikłych postępów krytykowane i stygmatyzowane. Negatywnie oceniony młody człowiek porówna się do innych w klasie. Ponieważ umysł w tym wieku jest chłonny, więc wytworzy stałe poczucie niskiej wartości i kompleksy. Od zakompleksienia do chorób psychicznych, sięgnięcia po używki lub nawet samobójstw nie jest daleka droga.

Z badań międzynarodowej inicjatywy "Assessment and Teaching of 21st Century Skills” wynika, że polskie szkoły przygotowują do zdawania egzaminów kosztem rozwijania złożonego myślenia i umiejętności rozwiązywania problemów. Dr Jacek Strzemieczny, prezes Fundacji Centrum Edukacji Obywatelskiej alarmuje na portalu Edunews.pl: „Jeśli najważniejsze testy składają się w większości z zadań polegających na wyborze odpowiedzi, to nauczyciele na lekcjach będą coraz częściej stosować zadania tego typu, ćwicząc tylko umiejętności poznawcze niższego rzędu. Zmniejsza to nadzieję na nauczanie w szkołach kompetencji kluczowych lub tak zwanych kompetencji XXI wieku.

 

W szkole nie ma miejsca na indywidualizm

 

W polskim systemie oświatowym dzieci i młodzież dzieli się na klasy. Jedynym kryterium podziału jest wiek. Uczniów o różnych potrzebach i różnych zdolnościach umieszcza się zatem w jednej i tej samej grupie. Jednocześnie często klasy są przeładowane. Nieraz po 30 osób lub więcej przypadających na jednego nauczyciela. Wyklucza to indywidualne podejście, tak ważne w procesie kształcenia.

Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog z wydziału zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie i Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Tęcza w Gdańsku, dla portalu perspektywy.pl tak mówi o zjawisku przeludnienia klas: „Badania (m.in. Profesor Marty Bogdanowicz) dowodzą, że w każdej klasie znajduje się ok. 20% dzieci o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Są to zarówno dzieci z trudnościami (dysleksja rozwojowa, ADHD, inteligencja niższa niż przeciętna itp.), jak i dzieci wybitnie uzdolnione. Zadaniem nauczyciela jest dostosowanie form i metod pracy do indywidualnych potrzeb psychofizycznych każdego z uczniów. W dużej klasie nauczyciel nie ma możliwości zindywidualizowania form i metod pracy, co znacząco wpływa na obniżenie jakości edukacji. Duża liczba uczniów sprawia również, że nauczyciele dużo częściej korzystają z wykładowej formy prowadzenia zajęć, która pozwala na szybkie zrealizowanie założonego materiału, jednak bywa nieefektywna względem części uczniów. W licznej klasie często nie ma czasu na wprowadzanie aktywnych form nauczania takich jak burza mózgów, realizacja indywidualnych lub grupowych projektów, nauka przez doświadczanie.

Każdy młody obywatel musi opanować to, co rząd subiektywnie uznał za „podstawę programową”. Nie można tego pominąć ani wprowadzać modyfikacji. Szkoły lub rodzice we własnym zakresie mogą jedynie rozszerzyć program o dodatkowe zajęcia. Najczęściej nie ma na to jednak czasu, ponieważ opanowywanie narzuconego materiału zajmuje uczniom większość dnia, nie mówiąc już o stronie finansowej. Sporej części rodziców po prostu nie stać na opłacanie większej liczby lekcji.

Już dwie wymienione wyżej cechy publicznej edukacji mają wyraźne konsekwencje w postaci wyrównywania do jednego poziomu. Polega to na tym, że „trudne” dzieci, które nie wykazują ani chęci, ani zdolności do nauki, na siłę ciągnie się do szkoły, by poznawały to, co dla nich obce i niezrozumiałe. Z kolei uczniowie o większych zdolnościach i posiadający naturalną pasję poznawczą są zaniedbywani i często zwyczajnie się nudzą, siedząc w ławce i słuchając nauczyciela, zamiast zgłębiać w tym czasie tajniki interesującej ich dziedziny.

 

Czy szkoła socjalizuje?

 

Każdy musi chodzić do szkoły od 7 do 18 roku życia. Z obowiązku tego zwalnia się tylko w szczególnych przypadkach, a i tak dziecko musi wtedy raz do roku wykazać, że opanowało narzucony program nauczania. Dla uczniów przebywanie całymi dniami z ludźmi o innych priorytetach, innej kulturze osobistej czy innych zdolnościach, których jedynym podobieństwem jest wiek, nieraz wpływa bardzo destruktywnie. Być może spora część młodzieży, która nie sięgnęłaby nigdy po narkotyki, spróbowała ich właśnie dlatego, że wpadła w „złe towarzystwo” w szkole? A niestety badania Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków wskazują, że polska młodzież najczęściej ze wszystkich krajów europejskich sięga po marihuanę i haszysz.

Oczywiście przebywanie wśród różnych osób ma też swoje zalety. Poznawanie różnorodności kultur, innych punktów widzenia i poglądów może być rozwijające. Proces ten jednak hamowany jest przez samych nauczycieli, którzy wymagają pracy samodzielnej. Każdy uczeń musi sam opanować materiał, sam rozwiązywać stawiane przed nim zadania i jest z tego rozliczany za pomocą testów ustnych i pisemnych, do których podchodzi się samemu.

Marcin Polak, redaktor naczelny portalu Edunews.pl i członek grupy Superbelfrzy RP tak opisuje ten efekt: „Współpracy w szkole jest ciągle za mało. Nie może być więcej, jeśli cały system jest nastawiony na indywidualny wynik w teście końcowym (egzamin gimnazjalny czy maturalny). Liczą się tylko indywidualne osiągnięcia, a gdzie jest miejsce na osiągnięcia zespołowe?

A przecież społeczeństwo inaczej funkcjonuje. Kto inny jest piekarzem, kto inny stolarzem, kto inny kierowcą czy lekarzem. Nie musi się każdy znać na wyrabianiu chleba, mebli, kierowaniu samochodem czy leczeniu ludzi. Rozwój powstaje dzięki współpracy osób o różnych zdolnościach. Gatunek ludzki nie wyszedłby z jaskiń i nie zbudował cywilizacji, gdyby każdy zajmował się wszystkim.  Współpraca nie jest możliwa bez zaufania w umiejętności drugiego człowieka i w jego dobrą wolę. Tego niestety w polskim społeczeństwie brakuje. Raport Diagnozy Społecznej pokazuje, że tylko 12% Polaków wierzy w dobre intencje innych. To kilka razy mniej od pozostałych państw europejskich. Ponadto 75% Polaków uważa, że duże pieniądze można zarobić tylko dzięki znajomościom i kombinując. Z kolei 20% z nich wierzy, że bogaty to złodziej. Być może jest to efekt polskiej edukacji?

 

Szkoła nie dba o zdrowie młodzieży

 

Jak wskazują badania, kondycja psychiczna młodego pokolenia nie jest dobra. Słynny amerykański psycholog Philip Zimbardo na łamach „Rzeczpospolitej” tak ocenia sytuację w Polsce: „Spośród blisko 5 mln uczniów, którzy dziś rozpoczną kolejny rok szkolny, co piąty ma lub miał poważne problemy emocjonalne związane z nauką. To jest sytuacja wyjątkowa w skali świata i wymaga podjęcia kompleksowego przeglądu, a następnie reformy systemu edukacji na każdym poziomie od szkół podstawowych po uczelnie wyższe. Wrogiem są przede wszystkim ci nauczyciele, którzy powodują, że uczniowie czują się gorsi i zamykają się w sobie. Uczeń czuje się upokorzony, gdy nauczyciel się z niego śmieje, wytyka mu słabe punkty.

Warto również wspomnieć o dwóch innych kwestiach tyczących się zdrowia. Po pierwsze: dzieci od najmłodszych lat zmuszane są do dźwigania ciężkich od książek i zeszytów plecaków, co powoduje skrzywienie kręgosłupa u sporej części z nich. Po drugie: zajęcia w szkole odbywają się w sztywno ustalonych, najczęściej rannych godzinach. Nie wszyscy potrafią wstać o takiej godzinie. Niektórzy potrafią skoncentrować się jedynie wieczorem lub czasem nawet w nocy, a poranek woleliby przeznaczyć na sen. Są zatem zmuszeni z czegoś zrezygnować. Jeśli rezygnują ze snu, psują swoje zdrowie. Ze sztywnymi terminami wiąże się inna sprawa. Otóż godziny lekcyjne są ustawione jedna po drugiej, trwają po 45 minut i są przedzielane przerwami, na które wzywa uczniów szkolny dzwonek (notabene przeniesiony wprost z pruskich koszar do szkół). Ruchliwym i nadzwyczaj spontanicznym dzieciom każe się, jak na rozkaz, skupić w danym momencie akurat na tym konkretnym przedmiocie. W ten sposób ktoś, kto zaczął dzień np. od lekcji chemii i być może zaciekawiony tematem, chciałby go zgłębiać, zmuszony jest porzucić zainteresowanie, by skoncentrować się na kolejnym przedmiocie. Przypomina to wojskową musztrę.

Program zresztą jest dosyć rozległy i zakłada zapoznanie każdego ucznia z tzw. „wiedzą ogólną”. Nie jest oczywiste czy kształcenie ogólne jest dobre. Praktyka pokazuje, że wysoko wyspecjalizowani amerykańscy lub japońscy naukowcy zdobywają regularnie nagrody Nobla, a nie polscy „specjaliści” od wszystkiego i zarazem od niczego. Przede wszystkim jednak materiału jest dużo, ponieważ władza uznała, że „wiedza ogólna” to kilka tomów danych z kilkunastu różnych dziedzin. A czasu jest mało, więc nauczyciele, nie umiejąc nadążyć, większość pracy zrzucają na uczniów, którzy lwią część szkolnych obowiązków muszą wykonać w domu.

Jan Wróbel, publicysta i dyrektor prywatnego warszawskiego liceum podsumowuje polską edukację takimi słowami: „Czy rzeczywiście o klasie intelektualnej młodego człowieka świadczy fakt, że wie, kiedy rządził Sławoj-Składkowski i kiedy ministrem zdrowia był Marek Balicki? No, chyba nie. Prawdą jest, że nie do końca wiemy, jak uczyć, ale wiemy też, że tzw. uczenie encyklopedyczne jest drogą donikąd. Polega ono na uczeniu tego, co umie stare pokolenie, a nie uczeniu tego, co powinno umieć pokolenie młodych.

Psycholog Agnieszka Stein na portalu dziecisawazne.pl stwierdza wprost: „Program jest opracowany do przyswojenia na lekcjach. Jeśli uczeń nie jest w stanie na lekcjach go opanować, to znaczy, że albo sam program, albo metody nauczania są niedostosowane do jego potrzeb i możliwości.

 

To jeden z tekstów w ramach naszej Akcji: Edukacja.

Więcej informacji o rekrutacji do przedszkoli i zmianach w edukacji znajdziesz tu.

Autor publicysta, działacz społeczny. Publikuje teksty o tematyce społeczno-gospodarczej w mediach ogólnopolskich i lokalnych. Działacz organizacji pozarządowych. Przeciwnik przymusu szkolnego i odgórnie narzucanej organizacji systemu oświatowego. Zwolennik rozdziału państwa od edukacji.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję