Uczeń

O co chodzi w edukacji demokratycznej?

Szkoły demokratyczne, wolne szkoły… bywają nazywane różnie i budzą sporo kontrowersji – niektórzy uważają je za dziwny twór, który nie może uczyć. O co chodzi w edukacji demokratycznej? Alexander Neill, założyciel pierwszej szkoły demokratycznej uważał, że najważniejsza jest wolność.

Alexander S. Neill, założyciel pierwszej szkoły demokratycznej – Summerhill, był doświadczonym nauczycielem, skończył filologię przed I wojną światową, pracował w szkole, był nawet zastępcą dyrektora. Co mówił o tradycyjnym nauczaniu?

Przez wiele lat uczyłem w zwykłych szkołach. Znałem dobrze ten drugi sposób. I wiedziałem, że jest zupełnie do niczego. A zły był dlatego, że opierał się na dorosłym rozumieniu tego, jakie powinno być dziecko i jak to dziecko powinno się uczyć. Ten drugi sposób pochodził z czasów, gdy psychologia była jeszcze nauką nieznaną.

(A. S. Neill, Summerhill. Szkoła wolnych ludzi)

Mówił, że chciał dopasować szkołę do dzieci, a nie dziecko do szkoły. Wiązało się to z doświadczeniem I wojny światowej i poczuciem, że system zawiódł i należy wychować nowe pokolenie inaczej. Stąd pojawił się pomysł na miejsce, które pomoże dzieciom rozwijać się bez poczucia strachu, w którym wszyscy (i dzieci i pracownicy) będą tworzyć społeczność, mieć równe prawa, wspólnie podejmować decyzje i uczyć się od siebie nawzajem. Brzmi jak utopia? Ta utopia istnieje od prawie 100 lat i nazywa się Summerhill.

Czy dziecko jest w stanie udźwignąć wolność?

Szkoła bez dyscypliny? Dzieci bez obowiązków? Brak list obecności i ocen? Taki pomysł dziś wielu wydaje się niedorzeczny i skazany na porażkę. Takie obawy są słuszne, jeśli założymy, że człowiek jest z natury leniwy, ale Neill zakładał, że dzieci są ciekawe świata, chcą poznawać rządzące nim prawa i mają w sobie ogromny potencjał:

Aby to zrobić, musieliśmy wyrzec się wszelkiej dyscypliny, wszelkiego pouczania, sugerowania, wszelkich instrukcji oraz wskazań moralnych i religijnych. Nazywano nas odważnymi, lecz nie wymagało to odwagi, a jedynie głębokiej wiary w dziecko jako istotę dobrą. Przez ponad czterdzieści lat ta wiara nigdy się w nas nie zachwiała, przeciwnie – uległa bezwzględnemu wzmocnieniu.

(A. S. Neill, Summerhill. Szkoła wolnych ludzi)

W Summerhill wszystkie zajęcia są nieobowiązkowe

Dzieci nie muszą chodzić na żadne z nich, jeśli nie chcą. To wydaje się bardzo kontrowersyjne: wiele osób mówi że to skandal, że dzieci staną się obibokami i będą całymi dniami… No właśnie, co będą robiły całymi dniami? Bawiły się? Jeśli tak, to bardzo dobrze, bo założyciel szkoły uważał zabawę i inne zajęcia kreatywne za bardzo ważne, a właściwie niezbędne i wręcz zachęcał dzieci do tego, żeby się bawiły. W Summerhill jest traktowana jako bardzo ważna.

Ale wracając do sprawy nieobowiązkowych zajęć: w szkole demokratycznej panuje pełna wolność w tym względzie. Nie ma żadnego przymusu i ograniczeń – dziecko może spędzić cały dzień na zabawie, jeśli ma taką ochotę. Co jest ciekawe: dzieci, które trafiają do Summerhill w wieku przedszkolnym i chodziły na zajęcia od początku, nie opuszczają ich. Takie przypadki zdarzają się wśród dzieci, które wcześniej były w innych placówkach. Jak wspominał w swojej książce Neill – takie dzieci, często na początku deklarowały, że już nigdy nie pójdą na żadną lekcję (jedna z uczennic odmawiała uczestniczenia w zajęciach przez 3 lata). Twierdził, że okres ten jest tym dłuższy, im bardziej dziecko zostało skrzywdzone.

Czego uczy szkoła?

Co daje szkoła taka jak Summerhill? Daje poczucie bycia wartościowym – to szczególnie podkreślają absolwenci. Jej założyciel pisał, że woli, żeby jej mury opuścili raczej szczęśliwi śmieciarze, niż znerwicowani naukowcy.  W szkole demokratycznej wszystkie przedmioty są traktowane równorzędnie. Matematyka i geografia nie są ważniejsze niż prace ręczne, bo przede wszystkim chodzi o realizację potencjału dziecka i wspieranie go. Pomimo obaw sceptyków, uczniowie, którzy ją ukończyli dobrze radzą sobie w dorosłym życiu.

Co dla mnie było uderzające, kiedy czytałam o Summerhill? W swojej książce Summerhill Alexander Neill pisał o tym, że niedopuszczalne jest, że wciąż funkcjonuje system szkolny, który nie bierze pod uwagę rozwoju psychologii i wiedzy o rozwoju psychicznym dziecka. Te słowa pisał ponad 50 lat temu i mam wrażenie, że dlatego brzmi to  jeszcze smutniej. Wiedz o rozwoju mózgu idzie do przodu, wiemy naprawdę dużo o zachwianiach, rozwija się neurodydaktyka (czyli nauka o tym, jak uczy się mózg) ale wciąż nie ma to odbicia w systemie szkolnictwa.

Jaki jest jeszcze inny problem z tradycyjnymi szkołami?

Nie wspierają inności. Są dzieci, które doskonale sobie poradzą z odnalezieniem się w społeczności szkolnej, będą potrafiły się dostosować, znajdą przyjaciół i wejdą w rytm.. Są też dzieci, z deficytami, dysfunkcjami, albo po prostu o temperamencie czy zainteresowaniach, które nie pozwolą im normalnie funkcjonować w szkole. Mogą szybko zyskać łatkę nieposłusznych, niegrzecznych, mało rozgarniętych, leniwych…

Z punktu widzenia mojego osobistego doświadczenia – nawet dzieci, które dobrze się uczą, mogą w szkole wiele stracić. Bo szkoła nie pomoże im poszukiwać pasji. Bo będą wchodziły w rolę „grzecznego ucznia” i skupią się na spełnianiu czyichś oczekiwań.

Co jeszcze jest ważnie? Nie uczymy się dobrze w stresie, tak działa nasz mózg. Pisaliśmy o tym. Kiedy dzieci są pod presją ciągłego oceniania nie są w stanie dobrze pracować. ZZZ – ten skrót oznacza „zakuć, zdać, zapomnieć”. Tak wygląda przyswajanie wiedzy rzez wielu uczniów.

Wiele osób mówi o tym, że to niemożliwe aby stworzyć szkołę, która będzie w pełni odpowiadać na indywidualne potrzeby uczniów. A okazuje się, że jest wręcz przeciwnie – nie tylko jest możliwe, ale już istnieje.

Myślę sobie, że nie chodzi nawet o samą edukację demokratyczną – nie dla wszystkich ta forma może być odpowiednia, jest też wiele innych nurtów: jest Waldorf, Montessori, edukacja leśna… Ważna jest możliwość wyboru i to, żeby podjąć go świadomie, bo szkoła ma służyć dziecku, a nie odwrotnie.

 

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję