Co z tą szkołą, czyli jak uczyć skutecznie?

Kontynuujemy nasz cykl neurodydaktyczny. Dlaczego zajęcia w dzisiejszej szkole są podobne do tych sprzed 150 lat? Czy wszyscy uczniowie mają taki sam potencjał? Co można zrobić, żeby uczyć przyjaźnie i efektywnie?

Nauczyciel czy ogrodnik?

Dziś edukacja jest rozumiana jako ważna inwestycja w kapitał ludzki. Są to po prostu działania na rzecz rozwoju, zdolności i talentów każdego człowieka. Takie rozumienie zbliża nas do znaczenia słowa edukacja, które z greckiego znaczy „wyciągać, wydobywać”. Co można „wydobywać”? Oczywiście wydobywa się skarby, które są ukryte w każdym człowieku, czyli jego potencjał rozwojowy.

Tutaj przydaje się metafora ogrodnicza. W każdym z nas jest określony potencjał, który można porównać do tego ukrytego w cebulkach roślin. Z każdej cebulki wyrasta inna roślina. Czasem jest to tulipan, czasem krokus, a czasem azalia. Oczywiście z cebulki tulipana nie wyrośnie inny kwiat niż tulipan. Dlatego ważnym zadaniem ogrodnika jest rozpoznać, z cebulką jakiego kwiatu ma do czynienia. A kolejnym – pielęgnować roślinę zgodnie z jej potrzebami. W przypadku kwiatów, możemy posadzić je o określonej porze, w miejscu słonecznym lub zacienionym, podlewać dużo lub mało, odżywiać w określony sposób. Zdarzają się ogrodnicy, którzy rozmawiają ze swoimi roślinami, a nawet włączają im muzykę, aby lepiej się czuły… Skoro rośliny potrzebują indywidualnego podejścia, co dopiero można powiedzieć o naszych dzieciach!

O metaforze ogrodniczej dla edukacji mówi sir Ken Robinson, jeden z głównych, światowych liderów zmian w edukacji i budowania nowej szkoły. Dobitnie wskazuje ona aspekt słabego wydobywania zdolności i talentów tkwiących w każdym człowieku, mówi wręcz o kryzysie potencjału ludzkiego! Podkreśla, że wykorzystywane sposoby edukacji są nieadekwatne do wyzwań stawianych przez świat współczesny i słabo przygotowują ludzi do funkcjonowania w ich przyszłości. Co zrobić, aby to zmienić? Robinson zaleca personalizację edukacji i zwiększenie szacunku dla różnorodności – edukację nowej generacji!

Wolność, czy pruski dryl?

Szkoła jaką znamy obecnie powstała na bazie modelu pruskiego, w stabilnym społeczeństwie XIX wieku. Szkoła masowa była odpowiedzią na konkretne potrzeby społeczne, czyli konieczność alfabetyzacji społeczeństwa i przygotowanie ludzi do pracy w fabrykach. (Elita społeczna korzystała z bardziej „luksusowych” form kształcenia). Aby uczniowie opanowali niezbędne umiejętności, powstawały określone przedmioty nauczania: czytanie, pisanie, rachunki. Dzieci siedziały w ławkach, a nauczyciel był głównym, a właściwie jedynym źródłem informacji. Co jeszcze? Lekcja trwała 45 minut, wszyscy się uczyli się tego samego, w tym samym czasie i tak samo. Brzmi znajomo? No właśnie… Mijają lata, świat się zmienia, a do programów szkolnych dodawane są kolejne przedmioty nauczania. Ale zasadnicza konstrukcja szkoły jest taka sama, jak ponad 100 lat temu. Uczniowie siedzą w ławkach, lekcja trwa 45 minut, nauczyciel przekazuje wiedzę…

Powiew świeżości i nowe technologie

W latach 70-tych XX wieku do szkół (polskich) wkraczają nowe technologie: magnetofon, telewizor, odtwarzacz wideo, rzutniki na folię itd. Wprowadzane są w związku z tym nowe metody nauczania, bardziej multimedialne – ale nadal lekcja trwa 45 minut, wszyscy się uczą tego samego, w tym samym czasie i w podobny sposób.

Lata 90. XX wieku w Polsce to czas wielkiej przemiany ustrojowej państwa. Otwarcie na świat i … początek dyskusji na temat celów edukacji i zwiększania efektów kształcenia. Do polskich szkół wkraczają tzw. metody aktywizujące ucznia. Zmienia się nieco rola nauczyciela. Z przekaziciela wiedzy staje się osobą, która dostosowuje metody edukacyjne do aktywności uczniów. Tłem jest teoria konstruktywizmu społecznego. Lekcje w szkole mają większą dynamikę: wprowadza się pracę w grupach, gdzieniegdzie także – metodę projektu edukacyjnego. Do programu szkół wprowadzone są nowe przedmioty dotyczące edukacji obywatelskiej i komputerowej. Zaczynają się dyskusje na temat integracji przedmiotowej, która niestety ostatecznie się rozmywa.

Zmiany, zmiany!

Na przełomie XX i XXI wieku zmieniły się nieco didaskalia szkolne. W klasach pojawiły się pierwsze komputery i rzutniki multimedialne, klasy komputerowe i tablice interaktywne. Niestety podstawowa konstrukcja szkoły pozostała taka sama: uczniowie siedzą przy stolikach, lekcja trwa 45 minut, wszyscy się uczą tego samego, w tym samym czasie i w podobny sposób. W kolejnej dekadzie – tematem wiodącym w edukacji staje się wyrównywanie szans edukacyjnych oraz podnoszenie jakości kształcenia, które manifestuje się poprzez wyniki badań PISA, PEARLS i inne rankingi w skali światowej, europejskiej, krajowej i regionalnej, w tym wyniki sprawdzianów, egzaminów i matur.

Jednak ani nowinki technologiczne, ani wprowadzenie metod aktywizujących uczniów nie wpływają na radykalną zmianę efektów kształcenia uczniów. Ujmując to nieco humorystycznie – tak jak przed wiekami, cały czas słychać narzekania na niską motywację uczniów do uczenia się i ich „kłopoty z myśleniem”.

Zbliża się koniec drugiej dekady XXI wieku. Uczniowie mają po 18 przedmiotów nauczania (np. w niektórych typach gimnazjum), noszą ciężkie plecaki z książkami, ćwiczeniami i zeszytami. Siedzą w ławkach, lekcja trwa 45 minut, wszyscy się uczą tego samego, w tym samym czasie i w podobny sposób. Około 20 % uczniów osiąga wysokie wyniki i otrzymuje świadectwo z tzw. „czerwonym paskiem”.

Czy nie jest to najlepszy dowód na diagnozę postawioną przez Sir Kena Robinsona, że mamy kryzys potencjału ludzkiego? I kryzys tradycyjnego modelu szkoły?

Logicznie myśląc można by powiedzieć, że wyczerpały się możliwości tradycyjnej szkoły. Pojawiają się pytania:

Co jeszcze można dodać do szkoły, aby osiągnąć lepsze rezultaty lub inaczej – rezultaty lepiej dopasowane do wyzwań życia w XXI wieku?

Czy uczniowie mogą być aktywni przez 7-8 godzin w szkole i potem jeszcze kilka godzin się uczyć w domu?

Ile godzin mają się uczyć dziennie? Dziesięć godzin, a może szesnaście?

Czy całe ich dzieciństwo i dorastanie warto zamienić w nieustanną naukę ogromnej masy zdezintegrowanej wiedzy (a raczej informacji i wiadomości)?

Czy to jest właściwa perspektywa biorąc pod uwagę nie tylko aspekt cywilizacyjny, ale także biologiczny? 

Chyba już najwyższy czas na poszukiwanie nowego modelu edukacji, który dynamicznie odzwierciedla zmiany cywilizacyjne, które się dokonują niemal na naszych oczach w kluczowych obszarach funkcjonowania człowieka: nauce i technice.

 

Autor www.eporadniadlarodzicow.pl Psycholog edukacyjny, neurometodyk, ekspert ds. diagnozy strategii uczenia się dzieci i dorosłych. Autorka i współautorka ponad 50 poradników edukacyjnych. Autorka skutecznych programów edukacyjnych przetestowanych na wielu tysiącach uczniów oraz autorka projektu INDYWIDUALNI.PL, w tym baterii testów psychometrycznych do diagnozy stylu uczenia się (wdrożony m.in. do wszystkich szkół w Sopocie), redaktor naczelny czasopisma Mam Dziecko w Szkole i dyrektor zarządzający w eporadni dla rodziców (www.eporadniadlarodzicow.pl). Koordynator kampanii Wielka Gra o Potencjał i Zdrowie Dzieci.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję