Małe dziecko

„Dziecko musi znać granice!”

Dziecko misi znać granice, jest niegrzeczny, bo nie stawiacie mu granic – słyszeliście kiedyś takie zarzuty? Kiedyś myślałam, że to ważny proces wychowania i sama będę takie granice stawiać. A potem urodził się nasz syn. Tylko czym są granice i czy możliwe jest, żeby „stawiać” je komuś?

Kilka myśli na temat granic

Czy dziecku można stawiać granice? Kiedyś byłam pewna, że na tym polega wychowanie – na wyznaczaniu zasad, jasnym pokazywaniu ich dziecku i pilnowaniu, żeby ich przestrzegały. „Dziecko musi znać granice” – to takie hasło, które często się słyszy, może być nawet uznawane za jedno z kluczowych w procesie socjalizacji dziecka. Bo przecież zasady są ważne: wyznaczają to, co nam wolno i to, czego nie powinniśmy robić, pokazują, jaka jest umowa społeczna. To, że wszyscy jej przestrzegamy (albo powinniśmy) umożliwia funkcjonowanie w społeczności: wszyscy wiedzą, że starszym osobom ustępuje się miejsca w autobusie, na schodach ruchomych stajemy po prawej stronie, żeby osoby które się spieszą mogły iść szybciej lewą stroną. Kiedy podjeżdża pociąg, najpierw przepuszczamy wysiadających – a potem wsiadamy. Takie rzeczy są ważne, bo ułatwiają nam funkcjonowanie i no warto uczyć ich dzieci (chociaż one najlepiej uczą się same, przez obserwację).

W takim razie, co złego jest w granicach? Nic! Tylko każdy z nas ma swoje właśnie i nie może wyznaczać ich komuś. Możemy tylko ich nie przekraczać.

 

Granice? Każdy ma swoje

Tutaj pojawia się kwestia granic: może po przeczytaniu artykułu pojawią się zarzuty „Co wyrośnie z dziecka, któremu wszystko wolno?” i wypowiedzi, że nie stawiamy granic i nie dajemy dziecku poczucia bezpieczeństwa. Sprawa jest bardziej skomplikowana i nam samym zajęło dużo czasu przemyślenie wszystkiego, poukładanie sobie w głowie tego, co jest dla nas ważne. Do tego dochodzi jeszcze praca nad sobą – ciągła i bardzo intensywna.

Myślę, że warto poruszyć kwestię granic, bo to jest dla mnie jedno z większych odkryć macierzyństwa. Wcześniej zakodowało mi się gdzieś hasło, że dziecko musi znać granice i trzeba mu je wyznaczać. Jednocześnie czułam jakąś sztuczność w wyznaczaniu sztywnych ram i pilnowaniu norm – to nigdy nie było dla mnie ważne – wolałam zastanawiać się nad sensownością sztucznych podziałów, niż robić pewne rzeczy „bo tak trzeba”. Myślałam, że rodzicielstwo to ciągłe przypominanie zasad i tworzenie regulaminów i tablic motywacyjnych rodem z „Super-Niani”. Trochę mnie to przerażało, ale jednocześnie myślałam, że na tym polega bycie dorosłym. Tylko jak ma te zasady i granice ustalać? Przecież różne dzieci, mogą mieć różne temperamenty? Kiedy mój niespełna dwuletni syn chce wyjść sam z domu, nie wypuszczam go, bo jest z mały. Ale będzie mógł wyjść, kiedy będzie starszy. Choć nadal będzie tym samym dzieckiem, zasada się zmieni – po co więc z góry je wyznaczć? Na szczęście rzeczywistość okazała się bardziej kolorowa.

Wielkim odkryciem było dla mnie to, że je nie stawiam mojemu dziecku granic – nie muszę tego robić, bo ono już ma swoje własne granice. I dojrzewając poznaje je, uczy się ich bronić i pokazywać, gdzie się znajdują. Tak samo jest ze mną – mam swoje własne granice i mogę pokazywać dziecku „Hej! Tutaj jest moja granica, teraz ją przekraczasz, nie chcę tego” i jednocześnie uszanować jego niezadowolenie i towarzyszyć mu w trudnych emocjach. Na razie to się sprawdza, chociaż bywa bardzo trudno.

 

Ale gdzie są moje granice?

I tutaj dochodzimy do sedna: my, dorośli ludzie, rodzice naszym dzieciom mamy problemy z własnymi granicami. Komu zdarzyło się krzyknąć ze złością na dziecko, bo zrobiło coś, czego nie chcieliśmy? Często takie zachowanie oznacza, że nie zauważyliśmy momentu, kiedy nasza granica była przekraczana i zareagowaliśmy nerwowo, bo czuliśmy „Nie! Nie chcę tego, przestań!”, zamiast wcześniej wytłumaczyć dziecku ze spokojem, że czegoś nie chcemy. I powtórzyć to kilka razy, jeśli jest taka potrzeba.

Taki krzyk „Przestań!” to często nasze wewnętrzne dziecko, które nie było słuchane. Jeśli nasi rodzice nie pozwolili nam na odkrywanie granic, na mówienie „nie” i nie szanowali naszych potrzeb, zbyt często forsując własne zdanie, ze słowami „Tak ma być, bo ja tak mówię”, to sami naszych granic nie znamy, nie potrafimy i ich jasno zakomunikować.  Nie jesteśmy w stanie powiedzieć „Stop” w odpowiednim momencie, nie dajemy sobie do tego prawa. A właśnie to głośne i wyraźne „nie chcę” ochroni nasze dziecko przed wykorzystaniem…

Kiedy nasze dziecko mówi „nie”, to pokazuje, gdzie jest jego granica i fajnie o tym rozmawiać, choć dziecięce pokazywanie granic bywa ciężkie dla rodziców, jeśli ci nie mieli w swoim dzieciństwie przestrzeni na komunikowanie własnych pragnień i ograniczeń. Myślę sobie jednak, że dlatego macierzyństwo i ojcostwo to wielka przygoda, bo dziecko przypomina nam o różnych rzeczach. I pomagając mu rozumieć, czym są granice, możemy też przypomnieć sobie o naszych własnych. I ze spokojem powiedzieć „Synu, nie chcę, żebyś wchodził na stół” – bo taka jest nasza granica i pragnienie. I ze spokojem wysłuchać, że dziecku jest z tym ciężko i ma inny pomysł. Bo granice każdy ma własne.

Autor Pisze o rodzicielstwie bliskości, życiu w przyjaźni z dzieckiem i ze sobą. Dużo czyta (skończyła polonistykę, nie skończyła filozofii. I kilku innych rzeczy też.) Żona Bartka, mama Kociełły.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję