Małe dziecko

Dlaczego on nie mówi i nie umie się bawić?

Mój synek – najmłodszy z adoptowanego przez nas rodzeństwa miał 1,5 roku, gdy z nami zamieszkał. Gdy poznaliśmy się dwa miesiące wcześniej, właśnie zaczął chodzić. Jednak nie tylko nie mówił – on prawie wcale nie wydawał dźwięków. Rozwój jego mowy praktycznie nie nastąpił. Dodatkowo niespecjalnie interesował się tym, co do niego mówimy. Nie utrzymywał kontaktu wzrokowego. Nie reagował na imię (dawne i nowe), czy na inne słowa. Nie potrafił się bawić. Kręcił jedynie kołami od pojazdów i rzucał przedmiotami. Wiele osób, w tym mój mąż, myślało, że jest chory. Może to autyzm, może FAS, może coś innego. Mi nigdy nie przyszło to do głowy. Wiedziałam, że mimo, że w rodzinie biologicznej był tylko kilka tygodni to trauma tego czasu oraz brak możliwości nawiązania więzi z rodzicami może powodować ogromne opóźnienia rozwojowe. Od pierwszej chwili czułam, że miłość i ciężka praca zdziałają cuda.

Dziś Ali ma prawie 4,5 roku. Jest wyjątkowo elokwentnym, rozgadanym i towarzyskim chłopcem. Potrafi liczyć do 15, dodaje i odejmuje na liczmanach. Zna litery i potrafi czytać proste wyrazy i zdania. Jest żądny wiedzy i ciągle pyta. Na dodatek wspaniale zapamiętuje nawet te trudne odpowiedzi. Bawi się chętnie z innymi dziećmi. Na każdym placu zabaw od razu znajduje sobie kolegów czy koleżanki. Gdy spędza czas sam, jego zabawy to zawsze odgrywane scenki i historie – mówi, mówi i mówi! Jak to się stało? Powoli, po kolei i uparcie do celu!

W pierwszym miesiącu naszego wspólnego życia bacznie obserwowałam dzieci i szukałam wszelkich problemów, ale i punktów zaczepienia do dalszego pozytywnego działania. Zauważyłam, że Ali jest uzależniony od telewizji. Przed adopcją często oglądał, a właściwie miał puszczony w tle program z bajkami dla niemowląt. Program z założenia bez sensu – niemowlęta nie powinny wcale oglądać telewizji. Był on kolorowy, głośny i bezsensowny. Ali gapił się na te zmieniające się obrazki i niczego więcej nie potrzebował. Podobnie było z grającymi zabawkami – po prostu go hipnotyzowały.

Jadł też posiłki przed ekranem. Patrzył i automatycznie otwierał buzię. W jego oczach widać było, że  wcale nie wie, że je i co je. W kolejnym miesiącu, gdy dzieci przywykły trochę do nas i naszego domu zaczęliśmy wprowadzać zmiany. Na pierwszy ogień poszła telewizja. Najpierw postanowiliśmy bezwzględnie odstawić ją przy posiłkach. Dziecko, które je przed ekranem nie uczy się smaków i sposobu jedzenia. Może to się w przyszłości skończyć zaburzeniami odżywiania. Wyobraźcie sobie, że gdy zgasiłam telewizor Ali nie wziął nic do ust. Płakał i się odwracał. Wystarczyło włączyć ekran i otwierał buzię. To było bardzo trudne przeżycie. Mój mąż o mało nie wymiękł, ale ja byłam twarda. Nie włączyłam telewizora. Co 2 godziny podawałam synkowi jedzenie. Nie jadł. Próbowałam ok. 15 min i znów czekałam 2 godziny. Do picia dawałam mu tylko wodę. Mały nie jadł 37 godzin. W końcu poczuł głód i zrozumiał, że nie będzie telewizora. Zjadł cały posiłek i nigdy więcej już tak nie walczył. Przez kolejne miesiące wyłączaliśmy telewizor zawsze, gdy coś jadł, choćby to był tylko chrupek.

Po ograniczeniu szklanego ekranu na czas posiłków sukcesywnie zmniejszaliśmy czas jego używania przez dzieci. Po pół roku nie przekraczało ono średnio godziny dziennie. Sama wybierałam rozsądne programy i kanały, nagrywałam też wartościowe bajki. Organizowałam dzieciom w zamian różne zabawy, gry i prace plastyczne, tak, że nie miały za wiele czasu, by tęsknić za ekranem.

Druga ważna kwestia to zasypanie słowami. Tak dosłownie! Mówiłam, opisywałam wszystko wokół. Nazywałam każdy przedmiot dodając kilka przymiotników. Gardło mnie bolało od gadania, ale nie ustawałam. Do tego czytałam – to akurat kocham. Z przyjemnością wróciłam do bajek z dzieciństwa! Im więcej słów tym lepiej. Gdy go ubierałam, przewijałam, myłam, mówiłam co i jak robię. Powodowałam też sytuacje, w których oczekiwałam od niego odpowiedzi.

I tak ruszył rozwój. Najpierw złapaliśmy kontakt wzrokowy i zyskaliśmy reakcję na głos i imię. Potem ruszyła mowa bierna. Ali zaczął dokonywać wyboru np. którą chce chrupkę, albo jaką zabawkę. Pokazywał, ale pytania rozumiał. Potem zaczął wykonywać proste i coraz bardziej złożone polecenia. Gdy miał 2,5 roku mówił kilka swoich słów – „ki” kiedy czegoś chciał, „aki”, gdy nie chciał. Na siostry Asię i Zuzię mówił „Siaka” i „Dzidziak” – ale mówił! Na wakacjach w rozgrzanych słońcem Atenach w ciągu kilku godzin nauczył się mówić „mama pić”, „tata pić” – potrzeb okazała się najlepszą motywacją! Gdy miał trzy lata mówił już prostymi zdaniami i bawił się pięknie z siostrami i kolegami. Mając 3,5 roku zaskoczył nauczycielkę w szkole Asi mówiąc: „Przepraszam panią, czy może mnie pani przepuścić?”. Ukochał długie trudne słowa i skomplikowane zdania. A do tego uwielbia być uprzejmy w angielskim stylu. „Och dziękuję!” czy „Ależ proszę” to jego codzienność. Obecnie zasób słów i sposób komunikowania się przekracza jego wiek. Jako jedyne z moich dzieci wymawia poprawnie wszystkie głoski. Można.. serio można!

Jeszcze jeden aspekt wymagał naprawy, by pobudzić właściwy rozwój psychofizyczny Alusia. Ali nie chciał gryźć i jadł tylko płynne i papkowate produkty. Nie ma prawidłowej mowy, bez rozwoju mięśni jamy ustnej. Ale naszych „bitwach o żarcie” opowiem Wam następnym razem! 

Autor http://niezkrwiazduszyiserca.blogspot.com/ Zawsze marzyłam o rodzinie. O trójce dzieci i domu pełnym gwaru i miłości. Robiłam co mogłam by spełnić to marzenie. Łatwo nie było, ale końcu znalazłam swoje dzieci. Nie z krwi, ale z duszy i serca. Nie urodzone przeze mnie, ale jestem pewna, że dla mnie. I wtedy dopiero zaczęło się życie. Adopcja to cud.
Podoba Ci się ten artykuł? Dołącz do społeczności rodziców i bądź na bieżąco!
Używamy plików cookies (ang.ciasteczka), by ułatwić korzystanie z serwisu tatento.pl i miejscaprzyjaznedzieciom.pl. Jeśli nie życzysz sobie, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku, zmień ustawienia swojej przeglądarki.
akceptuję