No i co się okazuje? Po tych wszystkich zabiegach wyraźnie widać, że znany nam system oceniania nie jest idealny. W praktyce jest mu do tego daleko. Tworzy podziały i jednocześnie nie daje uczniom ani rodzicom wartościowej informacji zwrotnej. Po prostu… ocenia. Co w takim razie obiektywnie ma oznaczać, że jeden uczeń ma piątki, a inny – dwójki? O czym może to świadczyć? Że pierwszy z nich lepiej opanował materiał, a drugi się nie przyłożył? Na pierwszy rzut oka – tak. Ale co, jeśli przyjrzymy się dokładniej?
Konsekwencje oceniania…
I tu pojawia się pytanie fundamentalne: czemu ma służyć ocena? Ma ona pokazać, co dobrego zrobił uczeń, czy może jakie ma braki w wiedzy? Bo to, że stopnie powinny zachęcać do dalszej pracy, a nie pogrążać, jest przecież oczywiste – cały system oceniania oparty jest na tym przekonaniu. Dlaczego w takim razie psycholog Agnieszka Stein mówi, że do jej gabinetu trafiają już siedmiolatki, mające problemy psychiczne z powodu problemów szkolnych?
Szokujące? Bardzo. Presja dobrych ocen, które przecież są tylko umowne, jest tak duża, że uczniowie jej nie wytrzymują. Mówi się o „wyścigu szczurów” wśród najmłodszych. Jednym z powodów jest walka o lepszą ocenę, a skutkiem m.in. to, że ci „słabsi” uczniowie czują się stygmatyzowani i spada ich poczucie własnej wartości…
…albo ocenianie konsekwencji
To smutny obraz. Czy można jakoś temu zaradzić? Na pewno warto próbować. Udowadnia to m.in. koalicja Dziecko Bez Stopnia, której inicjatorem jest Centrum Edukacji Obywatelskiej. Ta inicjatywa walczy o zmianę sposobu myślenia o ocenianiu i tworzy ją już kilkadziesiąt różnych instytucji, na przykład Komitet Psychologii PAN, Montessori Education czy Fundacja Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego. Koalicja powstała po to, żeby dzieci uczyły się dla siebie, nie dla stopni. Swoje działania kieruje nie tylko do rodziców – którzy dużo częściej chcą słuchać – ale też do nauczycieli. Rewolucyjne jest tu myślenie o ambicji – o tym, że motywacja do nauki powinna być wewnętrzna. Dziecko samo musi ją w sobie obudzić, a rolą nauczyciela jest ją podtrzymać, a nie wymuszać.
Alternatywa?
Ocena opisowa zamiast zwykłego stopnia – to niezły pomysł, prawda? W końcu tłumaczy obszerniej, na czym polegają niedociągnięcia. Ale aby taka ocena była motywująca, powinna odnosić się również do tego, co zostało przez ucznia zrobione dobrze. Docenić jego nakład pracy i zauważyć rys indywidualny w wykonanym zadaniu… STOP! Okazuje się, że to, co miało ulepszyć system oceniania, sprawia problemy w praktyce. Bo po pierwsze: nie przeszkolono odpowiednio nauczycieli w tym zakresie i nie wszyscy potrafią wstawić taką ocenę. Po drugie… są wciąż zbyt obciążeni pracą, co nie pozwala na dokładne przyjrzenie się pracy każdego z dzieci. W efekcie rodzice skarżą się, że oceny są sporządzane metodą „kopiuj-wklej” i nic z nich nie wynika.
Co jeszcze można powiedzieć o ocenach opisowych? Profesor Małgorzata Żytko, pedagog z Uniwersytetu Warszawskiego, wyjaśnia, że ich pojawienie się miało zapobiec etykietowaniu dzieci, którym później trudno uwolnić się od „metki” słabego lub dobrego ucznia. Okazuje się jednak, że nie tak łatwo jest wystawić ocenę opisową, która ucznia zmotywuje, a nie zgnębi i zniechęci.
Można inaczej
Inne rozwiązania edukacyjne i nietradycyjne formy oceniania proponują szkoły demokratyczne, placówki oparte na metodzie Marii Montessori lub porozumienia bez przemocy. Kiedy przy okazji otwarcia tego typu szkół pojawiają się teksty w internecie, w komentarzach pod nimi aż wrze. Pomysł braku ocen rodzi bunt sporej części ludzi. No bo jak to, tak bez ocen? Co w takim razie ma zmotywować ucznia do nauki? Jak poradzi sobie w życiu?
Założyciele i pracownicy tego typu „alternatywnych” szkół i przedszkoli wychodzą z prostego założenia: ocena nie motywuje. Co więcej, karanie i nagradzanie, czyli behawioralne podejście do wychowania, wcale nie wzmacniają pewności siebie i chęci rozwoju dziecka. To podejście potwierdzają badania psychologów. Alfie Kohn, autor koncepcji wychowania bez kar i nagród, pisał o tym, jakie negatywne (!) skutki wywiera ocenianie. Może w takim razie potrzebna nam rewolucja nie tylko systemu oświatowego, ale też myślenia o ocenianiu?